Och jak ja zazdroszczę ludziom urlopów! Tak wiem, co sobie myślicie – podróżujemy przecież w ramach Na Trasie cały rok. Jest w tym jakaś cząstka prawdy. Jednak sami wiecie, jak to jest. Urlop kojarzy się ze słoneczną plażą, pełną delikatnego piasku a na niej leżaczek pod palmą, a ja z drinkiem w dłoni i skąpo ubraną kobietą ładnym widokiem dookoła.
Ok, ok. Nie każdy chce, lubi (i ma możliwość) wyjeżdżania za granicę. Przecież od ponad 3 lat udowadniamy wam, że Polska na wakacje jest równie piękna a może i piękniejsza niż reszta świata. Tylko w Polsce jest trochę jak w ruletce. Albo trafisz, albo… nie.
Pogodę, oczywiście.
Szczególnie że pierwsza połowa lipca na razie nas nie rozpieszcza, prawda? Wychodzisz rano w krótkich spodenkach, by dotrzeć do miejsca docelowego kompletnie przemoczonym. Albo odwrotnie. Wychodzisz rano ubrany jak na jesień – w kurtkę i parasol, a potem czujesz się na ulicy jak kretyn. Ot, życie.
No i taki deszcz to jest to coś, co wyjątkowo mnie irytuje. Wiecie, nie po to człowiek płaci wywrotkę pieniędzy, by potem siedzieć w hotelu/pensjonacie/schronisku i patrzeć się w sufit lub na ściany.
Wtedy zawsze pojawia się kilka opcji. Zawsze możesz poczytać gazetę, rozwiązać krzyżówkę, pograć z drugą połówką w karty lub grę planszową (jeśli akurat wziąłeś). Możesz też oczywiście pogadać, poleżeć i pospać. A potem zaczyna cię kolejno dopadać nuda, chandra, a potem irytacja.
I tylko czekać, aż jedno z was pęknie i wypowie sakramentalne…
… Ależ bym coś obejrzał.
Bo w głowie rysuje ci się obraz twojego kina domowego. Wielki telewizor z porządnym nagłośnieniem no i do tego wygodna kanapa. Zimny napój w ręku, porządna zagryzka i ukochana przy ramieniu. I tu cię chłopie rozumiem. Też tak miewam i nie ma się co tego wstydzić. Owszem, podczas urlopu staram się nie korzystać z żadnej elektroniki (poza nawigacją oczywiście), ale deszczowe wieczory są tutaj wyjątkiem. To teraz rozsiądź się wygodnie, a ja opowiem ci – jak to całe kino domowe możesz mieć ze sobą. Gdzie tylko zechcesz. Pytasz jak to możliwe? Odpowiadam.
Telefon modułowy.
W ramach tego kącika chciałbym wam pokazywać gadżety, które przydają się w podróży. A kto podczas niesprzyjających warunków nie marzy o tym, by walnąć się na hotelowym łóżku i obejrzeć ulubiony film na Netflixie czy innym VOD?
Zwykle, można w takiej sytuacji wziąć projektor z domu. Tak jak ten, który już kiedyś opisywaliśmy. Ale wtedy trzeba pamiętać o dodatkowych kablach, komputerze, zasilaczu… aż skrzypi w zębach na samą myśl. A nie zawsze przecież jest możliwość wypełnienia połowy bagażnika elektroniką. Dlatego telefon modułowy jest tutaj fajnym kompromisem. Masz właśnie ochotę na film, to zdejmujesz plecki od telefonu (tak jak kiedyś wymieniało się obudowy) a w ich miejsce… przyczepiasz projektor! I już. Bez zbędnych kabli i zasilaczy. Projektor ten odtworzy wszystko, co masz na telefonie. Grę, zdjęcia, filmy czy właśnie filmy na żądanie.
Z drugiej strony czasem warto się rozerwać. I jak jesteś nad rzeką albo na łące i chcesz posłuchać muzyki, albo porwać ukochaną do tańca – to podłącz moduł z głośnikiem. Ja w nim zakochałem się bez pamięci ze względu na jego czystość brzmienia oraz głośność. Spokojnie wystarczy do rozkręcenia imprezy! Odpalasz Tidala czy Spotify i zaczynasz się bawić.
To ma wady, jak i zalety.
Bo owszem, możesz przecież to wszystko wziąć osobno. Jednak to jest właśnie w tym wszystkim najpiękniejsze. Moduły są niewielkie i nawet zabierając je wszystkie ze sobą – zajmą w plecaku mniej więcej tyle, co dwie, trzy paczki papierosów. A mogą umilić ci nawet najgorszy wieczór. Ja tutaj piszę o urlopie. A przecież zastosowań jest więcej. Bo tak naprawdę z tych modułów można korzystać przecież i w pracy, w podróży, na spotkaniach… gdzie tylko chcesz.
Wady? Przywiązujesz się do jednego producenta. Na szczęście moduły pasują już teraz do 7 różnych modeli telefonów, więc nie ma obaw, że po zmianie słuchawki wszystkie moduły wylądują w koszu.
Zakochałem się w Moto Mods.
Wizja Motoroli i jej modułów do mnie przemawia. Raz, że w przeciwieństwie do konkurencji nie jestem uwiązany tylko do jednego, konkretnego modelu telefonu. Bo nie ma co się czarować. Za rok, dwa lata telefon zmienię i co wtedy? Miałbym wyrzucić to wszystko do kosza? No właśnie nie. Dalej będę mógł z nich korzystać. Poza tym wykonane są one porządnie i po podłączeniu ich do telefonu, trzymają się na tyle spójnie, że wydają się jego integralną częścią.
Trudno mi ich nie polecić.
Sam telefon – wiadomo, rzecz gustu. Może się podobać bądź też nie. W dzisiejszych czasach większość z nich ma dokładnie tę samą specyfikację. Wyświetlacze, procesory, pamięć ram – to wszystko jest u konkurencji na dokładnie tym samym poziomie. Moduły zaś nie tylko wyróżniają telefon Motoroli na rynku, ale potrafią także znacząco rozszerzyć jego możliwości. Dla podróżnika – sprzęt idealny.
Dodaj komentarz