Strona główna » Zainwestuj w projektor i zacznij robić kino w domu!
kino w domu

Zainwestuj w projektor i zacznij robić kino w domu!

Dawno temu, jeszcze w czasach licealnych - wyjście do kina było dla mnie doskonałą rozrywką. Chodziło się tam na wagary, na randki, dla złudnego poczucia "pobycia z partnerem tylko we dwoje" i po prostu - obejrzenia filmu.

Internet dopiero raczkował, DVD były w zaporowej cenie, a w telewizji miałam cztery kanały, na których nic ciekawego nie było. Oglądanie najnowszych maratonów filmowych od 22 do 4-5 rano w klimatyzowanej sali kinowej, zajadając popcorn – naprawdę wydawało się szczytem rozrywki, na którą było mnie stać przy moim niewielkim kieszonkowym.

Podczas wczorajszego wypadu z Lilką na najnowszą produkcję Pixara: „Gdzie jest Dory?”, uświadomiłam sobie, jak bardzo kino przestało odpowiadać dzisiejszym czasom. Albo raczej – jak bardzo przestało odpowiadać mi. Przede wszystkim gdzieś zniknęła kultura osobista widzów, a normą stało się odbieranie telefonów, przeglądanie internetu, odpisywanie na smsy i udawanie, że to „nie mój telefon jest niewyciszony”. Spóźniający się, przeciskający przed ekranem ludzie, po 40-minutowych reklamach nie byli już niczym dziwnym. Zirytowane dzieci kręciły się na fotelach – pytając, kiedy w końcu będzie bajka. Paranoja!

Kiedy w końcu właściwy seans się zaczął i każdy już dawno zapomniał o zjedzonym popcornie – spóźnieni klienci zaczynają siorbać przez słomki, chrupać prażoną kukurydzę i szeleścić otwieranymi batonikami. Albo przemyconymi na lewo chipsami. Boziu, ale mnie to irytuje! Zwłaszcza jak w duchu podsumuję zaporową cenę, bo 3 bilety i mały zestaw dla dziecka to wydatek bliski stu złotym. Pal licho, jeśli film będzie naprawdę dobry. Jednak często zdarza się, że po prostu żal mi wydanych pieniędzy.

kino w domu kino w domu

Przestałam chodzić do kina, odkąd w naszym domu zagościł projektor.

Przyznam szczerze, że miałam co do niego duże opory. Przez wiele lat traktowałam sypialnię jako ostoję, gdzie elektronika nie była mile widziana. Telewizor na mojej drewnianej komodzie? Zapomnij! Od tego jest salon. Projektory kojarzyły mi się z wielkimi, plastikowymi skrzynkami średniej urody. Do tego rozkładany ekran – i mamy salkę wykładową. Może i to wygodne, ale w małym wnętrzu nie wygląda za dobrze. Sypialnia musi być klimatyczna – na komodzie miały stać świeczki, ramki i inne kobiece duperele, a nie drogi telewizor z super-ekstra-płaskim-wygiętym-ekranem-full-hd.

Kiedy więc pewnego razu Filip przytachał do domu projektor Philipsa – powitałam go nieufnością i protestami:
– No i niby jak będziemy oglądać bez ekranu? I po cholerę nam to, skoro mamy telewizor?

Po małych negocjacjach – okazało się, że nasza waniliowa ściana w zupełności wystarcza, a ciężkie zasłony w sypialni – idealnie wyciemniają całe pomieszczenie. Kiedy położyłam się na wygodnym łóżku, a Filip „zainstalował” rzutnik na statywie od aparatu i odpalił „Grę o Tron” – musiałam przyznać mu rację. Oglądało się super! Mały, niepozorny przedmiot – niewiele większy od paczki papierosów – sprawił, że głupi serial oglądało się jak w kinie. A nawet lepiej – bo bez reklam, za pół darmo, z możliwością przewijania, stopowania i bez upierdliwego towarzystwa u boku. Na dodatek colę mogłam zastąpić sobie lampką wina i nikt nie patrzył na mnie wilkiem. Prosto i swobodnie.

kino w domu

kino w domu

Obsługa rzutnika

Projektor jest wyjątkowo prosty w budowie. Z zewnątrz ma port zasilania i mini-HDMI. Jednym słowem – możesz podłączyć do niego wszystko, zaczynając od odtwarzacza Blu-Ray, aż po tradycyjny dekoder tv. My podłączyliśmy Xboxa, zyskując tym samym sporą bazę VOD.

Chociaż cena na pierwszy rzut oka wydaje się spora – realnie szybko zaczyna się zwracać. Urządzenie jest małe, lekkie, poręczne, ze wbudowanym akumulatorem i głośnikiem, więc zawsze można je wrzucić do plecaka i zabrać w zasadzie wszędzie. Kilkukrotnie zdarzyło się, że urządziliśmy zaprzyjaźnionym dzieciom „kino” na działce na wsi i bawiły się doskonale – znacznie lepiej niż przy normalnym tv. Innym razem – na budynku zrobiliśmy „ekran” z prześcieradła i kibicowaliśmy Polakom na Euro pod chmurką.

Sprzęt doskonały?

Prawie. Ma dwie wady – wygoda, kosztem jakości – sprawia, że maksymalna rozdzielczość to „HD Ready”, czyli 720p. Oznacza to, że prawdopodobnie twój telewizor w salonie ma jakość obrazu lepszą niż wspomniany Philips. Jednocześnie zapewniam – kompletnie nie zwraca się na to uwagi. Odkąd rzutnik zagościł w naszym domu – przestaliśmy korzystać ze znacznie lepszego telewizora Samsunga w salonie. Oglądając filmy przez internet np. w TVN Player – ten i tak dostosowuje się do jakości łącza i rzadko wyświetla obraz w pełnej jakości. Drugą wadą jest kalibracja obrazu tylko w pionie. Jeśli rzutnika nie ustawisz na wprost ściany – obraz będzie wyświetlał się w trapezie, a nie prostokącie.

kino w domu

Zastanawiasz się, czy mając rzutnik – chodzi się do kina?

Tak. Byliśmy dwa razy i za każdym razem przez wzgląd na córkę – zależało jej, by obejrzeć „Kung Fu Pandę” i „Gdzie jest Dory”. W obydwu przypadkach bardziej skupiała się na bajce niż na całej otoczce (sala kinowa, duży ekran, etc.). Nic nadzwyczajnego – trochę jak chodzenie do kawiarenki internetowej w czasach, gdy ma się stałe łącze w domu. Jeśli możesz poczekać z premierą kilka miesięcy, zaręczam – może się zdarzyć, że w ogóle przestaniesz chodzić do multipleksów.

Popcorn bez problemu można sobie wysmażyć w domu, nachosy kupujemy w Lidlu za ułamek ceny kinowej. Do tego sos meksykański salsa firmy Chio – i wiecie co? Efekt mamy lepszy niż w kinie. Zastopować film możemy w dowolnej chwili („Mamo, muszę do toalety!”), nikt nam nie gada, nikt nie siorbie… a cała zabawa to ułamek kwoty tego, co trzeba zostawić w centrum handlowym. Polecam. 🙂

kino w domu kino w domu

Projektor: Philips PicoPix 4835
Torebki na popcorn: Flying Tiger Copenhagen

Klaudyna Turczyńska

Nie może usiedzieć w miejscu, każdy weekend spędzałaby w trasie. Pasjonatka fotografii. Lubi odpoczywać na wsi, ale kocha miasto. Łatwo odnajduje się w każdej roli i nie potrafi spędzać czasu bezczynnie. Czasem można ja spotkać, jak pilotuje z dzieckiem samolot i bazgra kredą po chodnikach, malując kotki. Nie żyje bez kawy.

4 komentarze

Dodaj komentarz

Cześć!

Świat dzieli się na tych, którzy nie lubią zapachu benzyny i na tych, którzy go uwielbiają. My jesteśmy z tych drugich. Na tym blogu pokazujemy wszystkie fajne miejsca, które warto odwiedzić w Polsce. Nie musisz się już więcej zastanawiać co robić i gdzie iść w weekend. Z nami spędzanie czasu stanie się proste!

Chcesz więcej? Dołącz do grupy!

A może jeszcze więcej?