Zawsze najbardziej zazdrościłem ludziom talentu. Nie miało dla mnie większego znaczenia czy śpiewają, tańczą, potrafią grać na fortepianie czy mają umiejętności manualne.
Owszem – każdą umiejętność można nabyć rzemieślniczą pracą, po prostu odpowiednio długo ćwicząc i poświęcając na jej rozwój dużo czasu. Jednak to nie do końca to samo co talent, który sprawia, że wszystko przychodzi ci łatwiej i bardziej naturalnie. Można umieć rysować doskonałe schematy, a nawet bardziej złożone prace, ale człowiek obdarzony talentem dojdzie do podobnego efektu dużo prostszymi ścieżkami. Ja mimo trzydziestki, większych umiejętności w sobie nie znalazłem.
A we wsi Sromowie poczułem się totalnym beztalenciem, bo tej wirtuozerii jest wyjątkowo duże stężenie.
Tam bowiem, w małym (wydawałoby się z ulicy) budynku znajduje się Muzeum Ludowe Rodziny Brzozowskich. Ot, wydawałoby się, że ktoś wpadł na pomysł zrobienia muzeum o własnej rodzinie. Co tam ciekawego może być? No właśnie. Muszę wam zdradzić, że z naszej dwójki na blogu – to ja jestem tym wiecznie narzekającym pesymistą, który ma opory przed zupełnie nieznanymi miejscami. A musicie mi wybaczyć, ale o rodzinie Brzozowskich poza serialem „Na Wspólnej” nie słyszałem nic.
Mając jednak do wyboru poczucie niewypełnienia misji, a w najgorszym razie stracenie tych 30 minut – uległem żonie po raz kolejny i ruszyliśmy w trasę. Na miejscu czekał na nas spory parking oraz wyrzeźbiona scena ostatniej wieczerzy. To, co cieszyło oczy to także rzeźbione detale na drzewie (w postaci znaku informacyjnego) oraz na okolicznych domach. Gdy po chwili zjawił się właściciel – weszliśmy do środka.
O rety jak tutaj ładnie!
Dosłownie na progu pierwszego budynku, jednocześnie wyraziliśmy zachwyt. Okazuje się, że ojciec właściciela – pan Julian, miał talent i pasję do rzeźbienia w drewnie. Uwielbiał to robić i poświęcał temu cały wolny czas – co w sytuacji, gdy jest się rolnikiem i ma się na głowie pracę na polu, gospodarstwo, rodzinę i dom – jest dość dużym wyczynem. Gdy figurki zaczęły przytłaczać znaczną przestrzeń w mieszkaniu – Julian Brzozowski pobudował pawilon wystawowy za uzyskane z gospodarstwa pieniądze.
Co jednak ciekawsze – pan Julian nie tylko dalej rzeźbił swoje arcydzieła, ale także opracował mechanizm, który zaczął wprawiać je w ruch. Jeśli zatem zachwycaliście się ruchomą szopką bożonarodzeniową w Warszawie to… tutaj macie to samo, tylko na masową skalę. Eksponatów jest ponad 600 i zajmują powierzchnię aż 4 budynków. Ostatni z budynków jest przeznaczony na konne zaprzęgi, wozy i sanie, które pan Julian wraz z synem Wojciechem skrupulatnie skupywali z okolicznych miejscowości, ratując je tym samym przed zniszczeniem.
Na miejscu jest pełno pięknych łowickich pająków i kolorowych kwiatów z bibuły, wycinanek, haftów i obrazków. W rozwój muzeum zaangażowała się reszta rodziny – pan Wojciech, jego żona, brat i dwie siostry. Podobno wnukowie założyciela muzeum też przejawiają zdolności plastyczne. Naprawdę jest co podziwiać i można się zdołować.
W Muzeum Sromów przedstawiono sceny z wesela, procesję Bożego Ciała, a nawet… skaczącego Małysza.
Muzeum w Sromowie to perełka jakich mało!
Ostatnio tak zachwycony byłem przy okazji wizyty w Kamieńczyku. Wizyta tutaj przekonała mnie, że muzea prywatne kryją w sobie duży potencjał, a często potrafią być ciekawsze, większe i przedstawione dużo lepiej niż niejedno muzeum państwowe. Muzeum Ludowe w Sromowie jest zdecydowanie bardziej interesujące niż Muzeum w Łowiczu, czy Muzeum w Maurzycach o podobnej tematyce! Powinien tu podjechać każdy. Przede wszystkim, by nacieszyć oczy niebywałym talentem, który objął praktycznie całą rodzinę. Po drugie – obiekt ten utrzymywany jest wyłącznie z prywatnych funduszy. Warto im pomóc się wzbogacić. Zdecydowanie im się należy!
Muzeum Ludowe Rodziny Brzozowskich
Sromów 11, Kocierzew
www.muzeumludowe.pl
Dodaj komentarz