W zeszłe wakacje, przez 2 deszczowe tygodnie spędzone na działce bez telewizora, którego zastąpiliśmy planszówkami – zdarzało się, że odzywaliśmy się do siebie półsłówkami, udając z wymuszonym uśmiechem, że wcale nas nie rusza przegrana. Mało co, jak właśnie gry planszowe powoduje u nas takie skoki humoru – od poczucia całkowitej klęski, do niewspółmiernego, pozytywnego odczucia sukcesu. Mini rozgrywki inspirują, nakręcają i w zależności od sytuacji powodują, że chce się wygrać, odegrać i… dalej grać.
„Superfarmer” to tak naprawdę nowa wariancja gry wydanej w 1943 roku pod nazwą „Hodowla zwierzątek”. Jej autorem jest Karol Borsuk, który po zamknięciu Uniwersytetu Warszawskiego przez niemieckie władze okupacyjne – próbował jej sprzedażą załatać budżet rodzinny. Prawdopodobnie nikt nie spodziewał się, że tak prosty pomysł, stanie się hitem i doczeka się kolejnych edycji kilkadziesiąt lat później.
O co chodzi?
Jesteśmy farmerami, którzy mają za zadanie jak najszybciej rozmnożyć zwierzęta na swojej planszy. Kto pierwszy zbierze stado złożone z konia, krowy, świni, owcy i królika – staje się super farmerem i wygrywa rozgrywkę.
Gra jest bardzo ładnie wydana. Wewnątrz pudełka znajdziemy 4 solidnie wykonane plansze, żetony ze zwierzętami, 2 duże kostki i plastikowe figurki psów, które mogą uchronić nasze stadko przed wilkiem lub lisem. Zasady są na tyle proste, że bez większych trudności opanuje je każde dziecko, które umie dodawać do 10.
Jeśli rzucimy kostkami tak, aby na obu wypadło takie samo zwierze – dostajemy je ze stada głównego. W następnych turach otrzymujemy ze stada głównego tyle zwierząt, ile mamy pełnych par tego gatunku łącznie z wyrzuconymi na kostkach. Przykładowo: posiadając 6 królików i 1 świnię, a wyrzucając królika i świnię – dostajemy 3 króliki i 1 świnię. 6 królików można następnie wymienić z przelicznikiem gry, czyli w tym wypadku na 1 owcę itd. – aż zbierzemy całe stadko.
Dlaczego warto ją mieć?
Duża losowość i umiarkowany poziom trudności, sprawiają, że frajda ze zwycięstwa jest autentyczna, a w grze mogą uczestniczyć osoby, które nie miały z nią wcześniej do czynienia. W przeciwieństwie do np. Kolejki – nie wymaga kilku rozgrywek, aby nauczyć się jej zasad. Jest prosta do opanowania i doskonale nadaje się zarówno dla dzieci, jak i na spotkanie w gronie dorosłych. Próg wejścia i zrozumienia gry praktycznie nie istnieje.
W każdym momencie można ją przerwać, by następnie wrócić do niej po godzinie, nie zastanawiając się przy tym nad całą logiką gry, czy czyj ruch zaraz będzie.
Dla nas ta gra to doskonały odstresowywacz, dobry na deszczowe wieczory, takie jak dziś. Zabawa jest przednia, mimo faktu, że Lila ciągle podkrada nam figurki psów. Na dłuższą metę, da się grać bez nich. 😉
Dodaj komentarz