Rozpoczęła się właśnie ta pora roku, która jest dla mnie najbardziej nieprzewidywalna. Jednego dnia ciepło i słonecznie, a następnego – buro, deszczowo i o 10 stopni chłodniej. Na dodatek, kiedy budzik napiera od 6 rano, na dworze wcale nie jest widniej, niż kiedy kładłem się spać. Poubierani na czarno-szaro ludzie, przemykają truchcikiem na trasie praca-dom. Ostatnie co wtedy mam ochotę zrobić – to wyrwać się na spacer.
O ile to nie środek tygodnia – robię sobie i dziewczynom po wielkim kubku herbaty malinowej – otwieram na oścież szafkę z grami planszowymi i wspólnie wybieramy coś, co pozwoli nam przeczekać w domu, te najbardziej deszczowe godziny. Lubię ten czas spędzony przy grach. Po pierwsze dlatego, że nie robimy tego na co dzień, więc jest to dla nas za każdym razem fajna zabawa, a po drugie – jest to doskonała okazja do wspólnych śmiechów i żartów.
W tym roku do naszej bogatej kolekcji dołączyły dwie nowe pozycje wydawnictwa Winning Moves: Monopoly Junior Peppa Pig oraz Monopoly Fallout. Monopoly to jedna z tych gier, o których mówi się, że łączą pokolenia. Zagrywali się w nią nasi rodzice, gramy i my, teraz gra z nami Lilka, bo na rynku odmian jest już tyle, że nawet czterolatki mogą uczestniczyć we wspólnej zabawie.
Monopoly Peppa Pig
Kiedy byłem dzieckiem, na wakacje jeździłem na całe dwa miesiące do Urli. Mój starszy o osiem lat brat Marcin miał tam swój własny – jednoizbowy domek, w którym spędzał większość czasu z kumplami, grając w jakąś grę planszową. Będąc małym brzdącem – jedyne gry, jakie znałem to Chińczyk i Warcaby. Byłem więc przeszczęśliwy, kiedy pewnego dnia Marcin nie miał z kim zagrać i pokazał mi tę tajemniczą planszę. Był to właśnie kultowy Monopoly. Wiecie – ten, w którym najdroższymi działkami było Miami i Tampa.
Wiele lat spędziłem z tą grą i czułem się w niej praktycznie niepokonany, dopóki na mojej drodze nie spotkałem Klaudyny, która prawie w każdej partii robiła ze mnie bankruta. Moje ego bardzo wtedy ucierpiało, bo zanim zaczęliśmy grać – wiele minut poświęciłem na opowiadaniu o tym, jaki to jestem w nią mocny. Cóż – kobiety właśnie takie są. Kiedy pierwszy raz wyciągnęliśmy pudło z Monopolem w Peppę – Lilka bez żalu rozpykała nas w trzech rundach z rzędu.
To, co cenię szczególnie w tej edycji – to fakt, że nie ma w niej elementów demotywujących takich jak pole „ryzyko” w oryginalnej wersji. Zamiast tego jest: „niespodzianka Pani Królik” oraz „samochód Pana Lisa”. Nie ma więzienia – jest pole: „stoisz w korku”/”przejażdżka za miasto”. Nawet jeśli karta kara dziecko – nie odczuwa ono tego, przez motywujący opis na karcie.
Rozgrywka ma lekko zmodyfikowane zasady.
Pól jest znacząco mniej względem oryginału, a zamiast ulic, możesz kupować bohaterów bajki. Banknoty występują w nominale 1 złoty, co jest akurat fajnym rozwiązaniem, bo dzięki temu nasza pociecha może szybko nauczyć się liczyć, dodawać i odejmować.
Pojedyncza partia trwa krótko – około 15-20 minut.
To dobry czas, bo nasz mały gracz nie zdąży się zniechęcić czy znużyć. Gra świetnie pokazuje podstawy i wprowadza w świat „dorosłego” Monopoly, dzięki czemu za 2-3 lata można wyjąć grę dla starszych i dziecko się bez problemu w niej odnajdzie.
Plansza, karty, kalosze (zastępujące domki) i autka (zastępujące pionki) są kolorowe i ładnie wykonane. Wspaniale przenoszą ulubiony, animowany serial dziecięcy o przyjaznych świnkach do świata planszówek. Jedyne zastrzeżenia, jakie mam to – pieniążki wykonane ze zwykłego, cienkiego papieru, przez co w małych łapkach bardzo łatwo o ich pogniecenie. W instrukcji nie ma też wyjaśnienia, które pieniądze powinny znajdować się w samochodzie pana Lisa, więc wkładaliśmy tam po prostu całą kasę, która była „w obrocie” za kupno bohaterów i różne opłaty, które wynikały z kart – pomijając gotówkę „banku”. Szybko nam się znudziło takie wkładanie i wykładanie banknotów – więc jako samochód traktowaliśmy wytłoczkę z pudełka. 😉
Czy Lilce się podobało?
Bardzo. Chce w to grać i grać… chociaż fajnie ją obserwować i widzieć, jak za każdym razem „dmucha” na szczęście przy rzucie kostką i że najważniejszy dla niej jest fakt, aby pionek w kształcie samochodu Taty świnki był skierowany przodem do kierunku jazdy…
Monopoly Fallout
Akcja Fallouta osadzona została w postapokaliptycznym świecie przyszłości. Była to gra komputerowa mojego dzieciństwa i zjadłem na niej zęby, biegając żółtym ludzikiem po wygenerowanym komputerowo świecie, pomagając nielicznym mieszkańcom Ameryki. Tak, tak. Już jako dziecko walczyłem o przetrwanie! Równie dobrze szło mi w Monopoly – kiedy więc dowiedziałem się, że ktoś połączył dwie ukochane gry mojego dzieciństwa w jedno wydanie kolekcjonerskie – zapragnąłem mieć je w mojej kolekcji. Sentymentalna gra, w nowym wydaniu jest naprawdę ciekawym pomysłem na prezent dla fana starego RPG.
Zasady gry, to klasyczne Monopoly, ale osadzone w świecie Fallouta.
Zwykłe miasta zastąpiono Kryptami, Bazami Wojskowymi czy Gruzami. Pionki są małymi dziełami sztuki. Wykonane z metalu, są odlewami najbardziej charakterystycznych elementów gry komputerowej – kasku, bomby atomowej i PIP Boy’a.
Przyznam szczerze, że miałem okazję grać w inne wersje kolekcjonerskie Monopoly – i to na co warto zwrócić uwagę to… nazwy miast. W wydaniu „Gra o Tron”, mimo że jestem wielkim fanem – sam miałem trudności, by znaleźć poszczególne pola, o których mówiły karty. Yunkai, Quarth, Meeren – to tylko niektóre z nich. Dla osób, które nie są zwolennikami serialu (tak, są tacy) – gra toczyła się głównie na przeczesywaniu wzrokiem planszy, aby się połapać – co jest czyje. W wydaniu Fallout – nazwy są uproszczone i rozgrywka szła znacznie szybciej.
Tak naprawdę – jedyne, do czego mógłbym się przyczepić to…
…wytłoczka, która nijak ma się do zawartości zestawu. Przegródki, które się w niej znajdują, nie odpowiadają wielkościom dla kart ulic czy banknotów, więc w efekcie i tak z nich nie skorzystamy.
Szkoda też, że domki nie są stylizowane na schrony. Jednak to już bardziej detale, bo mimo tego gra się niezmiennie cały czas świetnie. To w dalszym ciągu przecież ta sama, kultowa gra, która funkcjonuje tak samo już od kilkunastu lat.
Pola Szansa i Ryzyko (tutaj występujące jako „Ależ z Ciebie S.P.E.C.J.A.Ł” i „Podręcznik przetrwania mieszkańca krypty”) mają klimatyczne, dostosowane do kanonu teksty. Banknoty mają wizerunek kultowej „NukaColi”, a grafiki na planszy są naprawdę śliczne. Fan Fallouta jest w stanie przebaczyć te drobne niedociągnięcia w tym wydaniu, bo prawda jest taka, że to pozycja obowiązkowa. Z przyjemnością powitałem ją na swojej półce i na pewno przez długi czas się z nią nie rozstanę. Tymczasem wracam do stołu, bo właśnie ktoś mi sprzed nosa sprzątnął Dziadka Świnkę.
Dodaj komentarz