Muzeum Życia w PRL to rozbudowana wystawa, którą kiedyś można było oglądać w Soho Factory pod nazwą Czar PRL-u. To jedno z tych miejsc, którym kibicujesz. Które wiesz, że prędzej czy później powstaną. A kiedy już je w końcu wybudują i udajesz się tam na wystawę – ogarnia cię przerażenie, że jesteś już strasznie stary, a wcale się taki nie czujesz.
Oto bowiem przekraczasz próg galerii i zdajesz sobie sprawę, że część rzeczy, które wywaliłeś jakieś trzy sześć lat temu przy okazji remontu – zerka na ciebie z jakimś wyrzutem zza wystawowej gabloty. Przez chwilę, nawet trochę żałujesz, że coś podkusiło cię, aby się ich pozbyć, bo w tym czasie nawet zwykłą suszarkę zdążyłeś wymienić już 3 razy (coś nie grało na stykach), a ta niebieska do samego końca działała, ale w końcu się ogarniasz i idziesz dalej.
Przemieszczając się pomiędzy kolejnymi przedmiotami, urządzeniami i meblami, co chwila wykrzykujesz:
O rany! Miałem to w domu!
Albo wlepiając oczy na odkurzacz jamnik, jarasz się, że siadałeś na nim zawsze, gdy tylko mama próbowała odkurzać i służył wam dopóty, dopóki pewnego mało wesołego poranka, nie odpadły w nim kółka pod twoim ciężarem. Straszna to była szkoda, bo twoi rodzice zamrozili ci wtedy tygodniówkę, którą wydawałeś na oranżadę w proszku (i której nigdy nie zalewało się wodą, tylko wyjadało się z saszetki) i papierosy-gumy, którymi „jarało” się pod blokiem, tak, aby jakiś dorosły pomyślał, że to najprawdziwszy fajek na świecie. Na dodatek od tej pory musiałeś dmuchać materace i pontony manualnie, bo w nowszych wersjach odkurzaczy nie dało się już odpowiednio przepiąć rury, która wysysała powietrze, zamiast je tylko wsysać do środka.
W salonie tapczan i „tapczanopółka”, która była przez wiele lat moją zmorą. Kiedy tylko nocowałem u brata ciotecznego (a było to całkiem często), zawsze po przebudzeniu waliłem w nią głową. Nienawidzę jej do dziś. Sokowirówka Wanda, która w użyciu jest do dzisiaj, bo robi się za jej pomocą najlepsze pyzy na świecie. Telefony, lampki, telewizory, zabawki, garnki, golarki… To wszystko w wielu domach albo jeszcze jest, albo jeszcze niedawno się z tego korzystało.
Dzisiaj nawet nie zwracamy uwagi na archaiczność tych rzeczy. Kojarzą się z bazarem na Kole i jeśli je jeszcze mamy, to często albo na działce, albo otoczone nowoczesnym akcesorium. Dopiero w szerszym kontekście widać, jak bardzo świat pognał do przodu i umknął ci dzień, kiedy dyskietki zastąpiła chmura obliczeniowa.
Z PRL-u pamiętam niewiele
Urodziłem się podczas jego ostatniej prostej. Kolejki, spekulanci, kombinowanie i brak czekolady na sklepowej półce – nie są częścią mnie, ale i tak to miejsce wywarło na mnie ogromne wrażenie. Część wspomnień, która była mglista – odżyła i przypomniała mi zapomniane obrazy z dzieciństwa. Na przykład to, że bajki oglądało się w sobotę rano, bo wtedy leciał Disney. A o której porze dnia byś nie polazł „pod trzepak” – to stali tam twoi przyjaciele…
W muzeum Życia w PRL kupić możesz sentymentalne pamiątki takie jak gumy Turbo, gumy kulki, modele samochodów retro, czy piesek kiwający główką. Obsługuje cię pani w retro ciuchach i tylko to, że jest wyjątkowo miła – odróżnia ją od starych czasów.
Jestem pewien, że jeśli jesteś z rocznika sprzed lat 90, to tak jak ja – odnajdziesz tam wiele wspomnień oraz wspólnych historii. To doskonałe miejsce, by zaciągnąć tam rodziców, czy dziadków. Jeśli dziś myślisz, że żyli w epoce dinozaurów i nie ma z nimi, o czym gadać – po przekroczeniu progu Muzeum PRL-u, okaże się, że znajdziecie wspólne tematy.
Muzeum Życia w PRL/Muzeum Czar PRL
ul. Piękna 28/34, Warszawa
www.mzprl.pl
Dodaj komentarz