Moja mama od zawsze była wielką przeciwniczką jedzenia przez dzieci słodyczy (co nie szkodziło jej, kitrać przede mną i bratem cukierków po domu i zjadać je, kiedy padliśmy spać), więc na różne okazje typu Wielkanoc – dostawaliśmy niewielkie maskotki albo kolorowanki, czy książki z zagadkami. Te ostatnie uwielbiałam szczególnie: rozwiązywanie rebusów, przechodzenie labiryntów, odmalowywanie postaci bez odrywania ołówka, czy łączenie kropek – stanowiły doskonałą zabawę na długie godziny. Były też świetnym motorem do nauki i ćwiczenia dziecięcej kreski, dlatego pamiętając o tym – co chwila do sklepowego koszyka wpadają książeczki skierowane do Lilki.
Oczywiście skłamałabym, jeśli napisałabym, że mojej córce wystarczy sprezentować kolorowankę z Krainą Lodu i mam 30 minut dla siebie. Obrazki malujemy razem – przeważnie ja jedną stronę, ona drugą. Jest w tym coś fascynującego, wciągam się w to zawsze i z pełną precyzją długie minuty dokańczam każdy szczegół na sukni Elsy. Lilka patrzy z zaciekawieniem, podziwia moje „arcydzieło”, a potem pada ten tekst, którego żaden mi znany rodzic nie lubi:
– Mamusiu, jak ślicznie. A mogę domalować makijaż?
– Oczywiście – staram się być radosna, ale gdzieś w głębi mnie, mój artysta wrzeszczy: nieeee! Za każdym razem zastanawiam się, po cholerę tak się staram, skoro dziecko i tak będzie chciało dokończyć rysunek po swojemu. Jasne, że takie zabawy zbliżają i umacniają więzi, ale czasem naprawdę ma się ochotę nie zgodzić. Jednak kurde… to w końcu jej kolorowanka.
Odstresuj się! Połącz Kropki z wydawnictwem Buchmann.
Kiedy więc któregoś razu, wpadła mi w oko książka Odstresuj się! Połącz Kropki wydawnictwa Buchmann – nie kryłam swojej radości. Ktoś wpadł na genialny w swojej prostocie pomysł – dziecięcą zabawę w kropki, zamknąć w zeszycie skierowanym do dorosłych!
Krajobrazy, zwierzęta, postaci, architektura – wszystkie atrakcje dla starszego odbiorcy, któremu zapewnią zabawę na długie minuty. Jeżeli lubicie rozrywkę typu sudoku, rozwiązywanie krzyżówek, czy malowanie – ta pozycja jest dla was obowiązkowa. Genialnie odstresowuje i wciąga – człowiek siedzi nad tymi cyferkami, literkami i nie ma czasu myśleć o niczym innym, niż to która liczba jest następna. Do zabawy potrzebujesz jedynie długopisu/ołówka i ewentualnie linijki – gdzie odległość między kropkami jest zbyt duża, aby poprowadzić linię prosto.
Łączenie kropek nie jest zbyt skomplikowane jak w bardziej szczegółowych pozycjach typu: 1000 i więcej kropek.
Narysowanie jednego obrazka zajmuje około 20-30 minut. W każdej chwili możesz zabawę przerwać lub do niej wrócić w czasie przerwy na kawę – nie zastanawiając się, gdzie skończyłaś, czy że zostało ci jeszcze pierdyliard punkcików, żeby rysunek przypominał cokolwiek. Grube, perforowane kartki ułatwiają wyrwanie stron – dzięki czemu możesz ewentualnie podzielić się kartką ze starszym dzieckiem, które opanowało liczenie albo wyrwać ją dla siebie – zapełnić kropkami, a później jeszcze pomalować kredkami, farbami, czy czym tam chcesz. Ja zawarłam z Lilką deal – spokojnie kropkuję stronę, a potem oddaję ją w ręce małego Picasso, dzięki czemu obie jesteśmy usatysfakcjonowane. Ja cieszę się czasem wolnym, ona kolorowanką.
Na końcu książki znajduje się spis treści, dzięki czemu możemy dowiedzieć się, jakie dzieło nasz obrazek przedstawia. Na kolejnych stronach próżno jednak szukać informacji – i bardzo dobrze, bo zabawa jest znacznie ciekawsza, kiedy przy łączeniu dopiero pojawia się „jakieś coś”. O tu, np. klaun:
Łączenie kropek to fajna i ciekawa forma relaksu przy kawie. Sprawia dużą satysfakcję, a przecież hej! To tylko szukanie i łączenie punkcików! Jeśli jednak potrzebujesz oderwać się od zwykłych zajęć i potrzebujesz bezmyślnej chwili zabawy, która wciągnie cię na długie godziny – przestań już szukać i po prostu połącz kropki.
Dodaj komentarz