Kocham poróżować zarówno po Polsce, jak i gdzieś dalej po świecie. Nie mogę jednak powiedzieć, że mogłabym żyć w podróży cały czas. Uwielbiam wracać do swojego wypieszczonego, idealnego mieszkanka – do wygodnego łóżka, masy poduszek, wielkiej wanny i domowej kawy z ekspresu. Po intensywnym zwiedzaniu miło jest posiedzieć przez chwilę w domu. Czasem ta chwila trwa trzy dni, czasem tydzień. Kiedy „siedzimy” w Warszawie – czas wolny wykorzystujemy na łażenie po pobliskim lesie, pokonywaniu okolic rowerem lub tak po prostu wędrujemy po ciasnych, oddalonych uliczkach i za każdym razem dziwimy się – jak tu się zmieniło, a to przecież to tak blisko nas i już wcześniej powinniśmy to zauważyć.
Po naszym urlopie spędzonym na działce w Urlach, u teściów – zaczęliśmy dostrzegać jednak pewne minusy, życia w mieście. Nie możemy tu tak po prostu wyjść z porannym śniadankiem z salonu na ogródek i tam w promieniach słońca zastanawiać się, jak rozpoczniemy dzień. Mam wrażenie, że na działce wystarczyło usiąść na miękkiej trawie i spojrzeć w niebieskie niebo – a już człowiek czuł się zmotywowany i zainspirowany do pracy. Mieszkanie wydało nam się zamknięciem, im cieplej, tym mniej się chciało siedzieć przed laptopem i pracować. Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęło brakować nam zieleni, tej masy kwiatów o intensywnych zapachach, fakturach i kolorach.
Tak zrodził się pomysł na aranżację balkonu
Kiedy dostaliśmy go w posiadanie, kilka lat temu, razem z resztą mieszkania – naszym odruchem było wzruszenie ramion. Mieszkamy w domu jednorodzinnym podzielonym na mieszkania. Mamy wspólny ogród, który jest taki trochę „niczyj” i głównie rośnie tam trawa. Chodzi się tam tylko po to, aby ją skosić. 😉
10-metrowy balkon to marzenie wielu ludzi mieszkających w bloku i mających dużo mniejsze powierzchnie niż nasza. Dla nas przez długi czas był kłopotem, z którym nie bardzo co mieliśmy zrobić. Po pierwsze zabierał nam przestrzeń, a po drugie – siedząc na balkonie, stajemy się nie lada atrakcją dla sąsiadów. A że mamy mieszkanie z widokiem na biuro, to w wolnym czasie patrzymy tak sobie romantycznie w oczy. Niestety to wady ciasnych zabudowań.
Z drugiej strony – wystarczy pojechać, gdzieś w kierunku krajów śródziemnomorskich takich jak Grecja, Włochy, czy Chorwacja. Zwłaszcza w urokliwych miasteczkach, ludzie mają jeszcze ciaśniej, ich pranie często wisi nad chmarą turystów, którzy na dodatek je fotografują, bo to takie „super!”. Nie jestem wcale lepsza, bo sama tak robię. Kilka razy zdarzało nam się, że prosiliśmy mieszkańca, aby nam zrobił zdjęcie na wejściu do swojego domu, bo był taki fotogeniczny. Wspólnie uznaliśmy, że nasz balkon po zagospodarowaniu, będzie pięknym miejscem, które będzie idealne do wypoczynku i naprawdę w naszym przypadku byłoby grzechem narzekać.
Aranżacja dużego balkonu
Podłoga na balkon
Metamorfozę balkonu zaczęliśmy od pomalowania barierek na biało. Później zaczęliśmy rozglądać się za podłogą. Odwiedziliśmy dziesiątki sklepów budowlanych, ale zdecydowanie najbardziej podobało nam się drewno. Tak, tak – ja wiem, że teraz syntetyczne deski są na topie. Jednak, gdy taki plastik nagrzeje się od słońca – robi się często nieprzyjemnie gorący, a z czasem brzydko blednie. Można owszem wybrać coś droższego, dobrej jakości – ale w rezultacie wyjdzie prawie tyle samo (albo drożej) co naturalna deska. Jedynym minusem jest odświeżanie koloru co mniej więcej 1-2 lata, ale dla nas to nie jest kłopot.
A tak odpoczywamy, jak nie jeździmy ? Musiałem odświeżyć balkon i stolik, no i mam nadzieję, że tym razem kwiatki wytrzymają dłużej niż dwa tygodnie… No ale chociaż drzewo za balkonem się trzyma xd
Gepostet von Skomplikowane am Montag, 16. April 2018
Nasz balkon jest zadaszony i bardzo rzadko kiedy na niego pada (musi naprawdę nieźle zacinać, a i wtedy jest w miarę sucho), więc zdecydowaliśmy się na zwykłe deski sosnowe. Mój zdolny mąż przykręcił je na legarach i pomalował je lakierobejcą na ciemny kolor. W salonie mamy położone deski merbau, więc balkon stał się jego naturalnym przedłużeniem.
Osłona przed sąsiadami
W Grecji, po całym dniu spędzonym w słońcu – z mini balkoniku patrzyliśmy na cudny zachód słońca, które topiło się w morzu. W Warszawie tego nie mamy, jednak z ogrodu na dole wyrosły nam dwa duże drzewa – czereśnia i wiśnia. Rzadko kiedy podcinamy im gałęzie i dzięki temu – choć jedna strona osłania nas od sąsiada obok. Jest to miejsce żerowania co najmniej kilku gatunków ptaków i o ile jesteśmy odpowiednio cicho – możemy się na nie bezkarnie gapić, jak kłócą się między sobą, komu przypada jaki przydział bordowych owoców. No i te owoce jedzone prosto z drzewa – kosmos.
Po pomalowaniu barierek Filip zamontował wiklinową matę. Nie tylko dodało to uroku – ale ma też praktyczne zastosowanie – wcześniej, gdy piesi szli chodnikiem, to od dołu widzieli wszystko, co dzieje się na balkonie. Teraz problem zniknął.
Komplet wypoczynkowy i kwiaty
Początkowo zastanawialiśmy się nad większym kompletem wypoczynkowym – szybko zastępując tę koncepcję masą kwiatów. Mały stoliczek z dwoma krzesełkami jest dla nas wystarczający, niebawem dokupimy jeszcze podwieszane siedzisko. W razie wizyty gości rozstawić tu można dodatkowe krzesełka albo pufy.
Aby nadać naszemu kącikowi ciepła i przytulności – nie mogło zabraknąć roślin. Jakkolwiek ładny by nie był balkon – to przede wszystkim kwiaty nadają mu charakteru. Na naszym balkonie przez większą część dnia jest słonecznie, ale przez to, że jest to pierwsze piętro – czasem bywa dość wietrznie. Na dodatek zarówno ja, jak i Filip nie mamy ręki do kwiatów, więc nie mają one u nas lekko. O ile zawsze jakoś doczołgają się od maja do września – tak zdychają przez zimę. W rezultacie w większości – na jesieni przesadzamy je do ogródka, co roku kupując sobie świeży komplet.
Najbardziej podobają mi się oleandry i wbrew pozorom, to właśnie je najłatwiej jest mi utrzymać. Są niezwykle piękne i… bardzo trujące. Jednak wystarczy podlewać je z odżywką do kwiatów i trzymają się cały sezon, co chwila – puszczając nowe pędy. Większy problem mieliśmy z doniczkami – ostatecznie decydując się na drewniane skrzynki, malowane tą samą farbą co deski. Część kwiatów trafia w wiklinowe kosze wypełnione agrowłókniną. Efekt zawsze mnie zadowala.
Zioła
Na parapecie lądują zioła, które wykorzystujemy w kuchni. Na dodatek mięta, bazylia i rozmaryn dają oszałamiający zapach. Zioła staram się kupować na giełdach – te sprzedawane w supermarketach bardzo szybko mi padają.
Dodatki
W ramach oświetlenia na drewnianej kratce pną się cotton ballsy. Szybko się okazało, że pomysł zalewający Pinteresta się u nas nie sprawdza, bo działa jak gigantyczna latarnia, do której fruną wszelkie owady. Na pewno w najbliższym czasie dokupimy świeczniki, fotel wiszący i być może roletę, by w pogodne wieczory móc zupełnie odgrodzić się od sąsiadów.
Urządzanie mieszkania ma to do siebie, że można to robić w nieskończoność i zawsze mi czegoś brakuje. Już teraz jednak w mojej małej oazie można napić się pysznej lemoniady, czy spędzić miło czas czytając książkę. Chętnie przyjmę też wasze porady i inspiracje na tę powierzchnię, więc nie bójcie się wrzucać w komentarzach waszych aranżacji i pomysłów! 🙂
Dodaj komentarz