#PoDrodze to nowy cykl, w którym pokazujemy restauracje położone przy popularnych trasach. Czasem wystarczy skręcić 5 km w bok (albo nawet mniej), żeby zatrzymać się w dobrej restauracji, zamiast zastanawiać się na szybko, do którego fasfooda zbłądzić. Stworzyliśmy go z własnej potrzeby, podróżując często między różnymi regionami w Polsce po kilkaset kilometrów. Nie zawsze wozimy ze sobą zapasy i nie zawsze mamy możliwość wbijać się do centrum miasta, żeby potem szukać restauracji i dopiero potem zjeść. Ma być sprawnie i blisko popularnych szlaków, bo podróż dalej czeka. Mam nadzieję, że nasze wskazówki pomogą ci poznać dobre miejsca, w których warto zrobić przystanek, aby coś zjeść.
Restauracja pomiędzy Zakopanem a Krakowem
W tytule postu mówię o restauracji pomiędzy Zakopanem a Krakowem, bo to nasza „typowa” trasa w drodze na Warszawę. Jednak Siwy Dym jest po drodze także, jeśli szukasz:
- restauracji pomiędzy Nowym Targiem a Krakowem;
- restauracji pomiędzy Nowym Targiem a Myślenicami;
- restauracji pomiędzy Nowym Targiem a Rabką;
- restauracji pomiędzy Nowym Targiem a Wadowicami;
- restauracji pomiędzy Zakopanem a Krakowem;
- restauracji pomiędzy Zakopanem a Rabką.
Restauracja Siwy Dym Rabka-Zdrój
Restauracja Siwy Dym w Rabce-Zdrój położona jest tuż przy Zakopiance. Widoczna jest z daleka i swoim wyglądem przypomina typową karczmę góralską. Przyznam, że mijaliśmy ją setki razy, ale ciągle mieliśmy uzasadnione zastrzeżenia, aby wejść do środka, bo góralskie jedzenie w wersji turystycznej kojarzy nam się raczej z gigantyczną smażalnią. Ileż to razy byliśmy z Zakopanem, Białce Tatrzańskiej, czy okolicznych wioskach na kilka dni i kiedy chcieliśmy coś zjeść – już po 3 dniach mieliśmy serdecznie dość tej „regionalnej” kuchni. Nie dlatego, że jest niesmaczna (trafiło nam się kilka perełek), ale dlatego, że pod szyldem góralskiego jedzenia, często serwowano nam okropne, ciężkie jedzenie z frytury.
Nigdy byśmy tu nie przyszli, gdyby nie fakt, że któregoś razu nocowaliśmy w Rabce-Zdrój i zapytaliśmy właścicieli o dobre jedzenie. Cały dzień byliśmy na nogach, szukając okolicznych atrakcji i byliśmy już baaardzo głodni. Kiedy sympatyczny facet zaproponował nam właśnie Siwy Dym – podzieliliśmy się z nim naszymi obawami. Zachęceni jednak przez niego, że zawsze organizują tu wszelkie imprezy rodzinne, że jest smacznie, całkiem tanio i naprawdę sami często tu goszczą, bo też lubią dobrze pojeść – stwierdziliśmy, że co nam szkodzi i warto spróbować. Okazało się tu strzałem w dziesiątkę! Siwy Dym co prawda nie jest może najbardziej wykwintną knajpą na świecie, ale idealnie sprawdza się jako miejsce, gdzie warto się zatrzymać w drodze od punktu A do punktu B, żeby nie być głodnym. Mają spory wybór góralskiego jadła. My wpadliśmy na zupę i „drugie”.
W środku restauracji Siwy Dym jest trochę ciemno, ale jest sporo miejsca. Podobno wnętrze wykonano ze starego drewna pozyskanego z czterech ponad stuletnich chałup góralskich.
Rozgościliśmy się przy wielkim, kilkuosobowym stole i zamówiliśmy swoje dania. Obsługa działała dość sprawnie i po około 20 minutach wylądowały przed nami zupy. Lilka i Filip zdecydowali się na pomidorową z ryżem. Przy cenie około 9 zł, dostali po 400 ml bardzo smacznej zupy robionej na bazie prawdziwego wywaru, posypanej natką pietruszki. Właściwie każde z nas najadło się już samymi zupami, ale od razu zamówiliśmy po dwa dania. 😉
Ja wzięłam kwaśnicę z żeberkiem wędzonym i także zostałam pozytywnie zaskoczona. Zupa smakowała wybornie, była kwaśna, z dodatkiem ziemniaków, smacznego mięsa i bardzo aromatyczna. Bardzo domowa.
Przy drugim daniu córka koniecznie chciała frytki, więc choć normalnie tego nie robimy – tym razem zdecydowaliśmy się na zestaw dziecięcy z filetem drobiowym panierowanym. Tu już było słabo – bo frytki z gotowej mrożonki, a kotlet suchy. Niestety bardzo rzadko kiedy trafiamy na dobre dziecięce propozycje i Siwy Dym niestety nie wyróżnił się z tej niechlubnej tradycji. Szkoda.
Jako pożegnanie z górami – na drugie danie wybrałam polędwiczki wieprzowe na moskolu z sosem oscypkowym. Mięso było delikatne, świeże i świetnie kontrastowało z mocnym w smaku oscypkiem. Moskole jadłam dopiero któryś raz w życiu (z czego sama robiłam je w domu) i smakowały naprawdę dobrze. Do dania można dobierać za dodatkową opłatą różne dodatki. Ja wzięłam kapustę zasmażaną. Było tego dobra tyle, że nawet połowy z tego nie zjadłam. Ogólnie Siwy Dym ma „porządne” porcje i trudno wyjść stąd głodnym.
Filip nie mógł się powstrzymać przed swoim ulubionym przysmakiem, czyli plackiem po zbójnicku. Uwierz mi, że mógłby go jeść codziennie u chyba nigdy by mu się nie znudził. Ten w Siwym Dymie był wręcz zalany sosem, ale mój mąż był zachwycony. Placek był chrupiący i dobrze doprawiony. Porcja jak zwykle gigantyczna.
Restauracja Siwy Dym w Rabce-Zdrój jest ciekawą alternatywą dla wszystkich głodomorów. Mają spory wybór lubianych dań. Według strony internetowej – pod koniec weekendu organizowane są tutaj biesiady z kapelą góralską i zabawy z zespołem. To bardzo fajne miejsce, przystępne cenowo, do którego chętnie będę wracać, bo wstyd przyznać – ale niektórymi daniami pobiły liczne testowane przez nas popularne knajpy w Zakopanem, czy Białce Tatrzańskiej. Polecam serdecznie!
Restauracja Siwy Dym
ul. Kilińskiego b.n. 34-700, Rabka Zdrój
www.rabka-siwydym.pl
Polecam z całego serca. Bardzo do re jedzenie. Wszystko świerzutki przygotowane wyśmienicie i smacznie. Cena mile zaskoczenie. Tanio, dużo i palce lizać.