Wybierając się gdzieś w miasto – lubię czasem zatrzymać się w jakimś fast foodzie innym niż „Złote Łuki”, gdzie mogę usiąść przy stoliku w (albo tuż obok) lokalu, a w razie co zawinąć się i biec gdzieś, gdzie akurat potrzebuję się dostać. Wśród licznych propozycji menu – hot dog jest ostatnią deską ratunku. I to taką najostatniejszą, kiedy żołądek niemiłosiernie burczy, a ja mam wybór między gotową propozycją ze stacji albo kawałkiem podwawelskiej z wysuszoną kajzerką w jakimś sklepiku w miejscowości, w której prędzej kupisz pół litra niż jabłko.
W historii mojego zatrudnienia znalazła się taka praca, gdzie czasem miałam przyjemność podawać taki przysmak – z gotowych, paczkowanych bułek z wydrążoną dziurą, z wiecznym terminem i parówek paczkowanych po kilkadziesiąt, z tekturowym składem. Do tego Ketchup marki Takise i Musztarda Jeszczegorsiejsza. Przypiekasz to w opiekaczu i cieszysz się bylejakością. Wykrzywia mnie od smaku parówek, od czasu kiedy kupiłam produkt dobrej marki w promocji, gdzie zapach, termin i konsystencja były w porządku, a po ugotowaniu tak zaczęło wionąć trupem, że nawet mój łasy na wszystko, co zjadliwe pies – odwrócił się z pogardą, zdając się manifestować całym sobą, że co jak co, ale tym razem to już przegięcie i on tego nie będzie utylizował.
Ale z Oh My Dog było inaczej
Słyszałam o tym punkcie na długo przed wyjazdem do Gdańska, a wypieczone bułki, z kolorowymi sosami i apetycznym wyglądzie, co jakiś czas pojawiały się na moim wallu. Jak mam mówić uczciwie, to gdyby nie długa kiełbasa, to Oh My Dog średnio przypomina wersję hot doga, do której starają się przyzwyczaić nas duże firmy, prezentując celebrytów zajadających się biedawersją kanapki.
Oh My Dog przede wszystkim serwuje swoim klientom kiełbasę (a nie parówy!!!) bez konserwantów, z zaprzyjaźnionej masarni w Borach Tucholskich. W zależności co tam sobie wybierzesz – do wyboru jest kiełbasa z dzika, z kaczki, wołowa, wieprzowa, cielęca, a nawet yyy… śledź. Jest też wersja wegetariańska z grzybami. Do tego smakowita, chrupiąca bułka bawarska i dodatki wedle menu. Są takie mniej spotykane jak np. opcja z marynowaną gruszką. Praktycznie w każdej jest kolorowe warzywko. Mniam!
Tu nawet najbardziej klasyczna wersja wygląda kozacko i na tyle dobrze, że nikogo nie dziwi, że przed konsumpcją robi się obowiązkową fotkę, aby ją wrzucić w sieć. Oh My Dog podawany jest w dwóch wersjach – my zamówiliśmy mniejszy rozmiar, a i tak wydawały nam się ogromne. Dodatków jest tak dużo, że przy gryzieniu, aż sypią się z bułki. Na szczęście obsługa nie szczędzi serwetek, a cały streetfood podawany jest na papierowych tackach, które możesz zabrać w drogę.
Hot Dogi są absolutnie wybitne, sami bez problemu najedliśmy się swoimi porcjami w ramach późnopopołudniowego posiłku. Jedliśmy w lokalu, który jest naprawdę niewielki, w którym wystrój jest skromny, ale bardzo przyjemny. Przywołuje na myśl amerykańskie bary szybkiej obsługi. Za stoliki i siedziska służą stylizowane beczki.
Interesującą propozycją był także kompot, który akurat moich towarzyszy nie zachwycił, ale oni są fanami klasycznej, łagodnej wersji (którą też uwielbiam). W Oh My Dog trafiliśmy na propozycję z chilli, maliną, imbirem, rabarbarem. Bardzo specyficzny; chłodny, ale rozgrzewający, o ostrej nucie.
Na podsumowanie dodam, że obsługa także była wspaniała. Sympatyczny mężczyzna podpowiedział nam, co warto wybrać, zamówienie wydał sprawnie i przy ciągłym uśmiechu. Aż chce się wracać, co na pewno zrobię, a do odwiedzin gorąco zachęcam, tym bardziej że blisko stąd w najbardziej reprezentacyjne rejony Gdańska.
Oh My Dog
Podwale Staromiejskie 94-95, Gdańsk
Oh My Dog na Facebooku
Dodaj komentarz