Chorwacja to kraj, w którym ostatnio rozkochali się Polacy. Nic dziwnego – plaże tu są czyściutkie, woda turkusowa – bez problemu zauważysz w niej swoje stopy, co jest wyczynem w Morzu Bałtyckim, które jest zaliczane do wód zielonych. Na dodatek dogadać się możesz bez żadnej znajomości języka. Tak – wiem, że wydaje się, że w dzisiejszym otwartym świecie, każdy powinien chociaż w małym stopniu rozumieć angielski. Jednak wystarczyło, abyśmy zatrzymali się na węgierskiej stacji, której obsługa kompletnie nie wiedziała, o co nam chodzi, gdy chcieliśmy kupić „coffee”. Jak się dogadać znając jedynie polski i angielski? Tłumaczyć na migi, o co ci chodzi – to wyzwanie w języku węgierskim z korzeniami fińskimi.
Języki słowiańskie mimo różnic, są w jakimś stopniu do siebie podobne. Z właścicielem naszego domku, wcale nie porozumiewaliśmy się po angielsku, a w jakimś tworze chorwacko-polskim. Tak było łatwiej dla wszystkich, chociaż nie powiem – dużo też pomogło domowe wino, którym uraczył nas gospodarz. Ba, czasem zdarzało się, że rozmawialiśmy też po chorwacko-polsko-ukraińskim, z Ukrainką, która też przyjechała do Chorwacji na wakacje, a mieszkała w domku obok. Języki słowiańskie są dla nas naturalne i to na takich wyjazdach jest super!
Oczywiście zdarzają się też różnice. Wyobraź sobie sytuację, że jarasz się wszystkim – komentując to po polsku i nagle słyszysz szept kilka metrów obok: „polako, polako”. Kiedy jesteś za granicą, to właściwie automatycznie nasłuchujesz, co od tych Polaków chcą. Jeśli czytasz prasę, czy cokolwiek – prawie wszędzie zobaczysz, że niby nas nigdzie nie lubią na świecie i automatycznie stawiasz się na pozycji obronnej. Twój niepokój szybko minie – w momencie, kiedy sprawdzisz, że „polako” oznacza tyle, co „powoli”. Uf, na szczęście nikt do Polaków nic nie ma. A nawet jeśli – jest na tyle kulturalny, że nie da ci tego odczuć.
Kanica
Podróż do Chorwacji kojarzy się z zatłoczonymi plażami, zwłaszcza w okresie letnim. My byliśmy tu we wrześniu, na dodatek zatrzymaliśmy się w Kanicy, w środkowej Dalmacji. Nie jest to w żadnym stopniu miejscowość rozrywkowa, z życiem nocnym. Zresztą – już sam dojazd tu jest nieco straszny i powodujący przyspieszone bicie serca. Wyobraź sobie przepaść i wąski pasek drogi. Jedziesz sobie po zmierzchu do swojego miejsca pobytu (bo dlaczego nie) i nagle przed tobą z piskiem opon zatrzymuje się auto.
Droga dojazdowa do Kanicy przyprawia o zawał serca niedoświadczonych kierowców.
Do Kanicy dojeżdża się ciasną dróżką, na „zakładki”. Co jakiś czas jest tu wyznaczone małe pobocze, na którym możesz zatrzymać się, by przepuścić samochód jadący z naprzeciwka. A z dużą prędkością jeżdżą tędy duże, dostawcze auta, bardzo często bez włączonych świateł (bo, po co). To był nasz pierwszy i ostatni raz, kiedy wróciliśmy po ciemku do Kanicy. 😉
Później grzecznie wracaliśmy przed 21, zanim zrobiło się czarno (latarni tu nie ma). Jako że dość dużo jeździliśmy na wycieczki krajoznawcze, chyba już trzeciego dnia nasz kierowca jeździł bardziej pewnie, później już jedynie trąbiąc przed zakrętem. Podpatrzyliśmy ten trik u Chorwatów – kto pierwszy zatrąbił, temu ustępowało się drogi.
Miasteczko dla osób ceniących ciszę
Turystów tu mało, a Kanica to miejsce zdecydowanie dobre dla osób ceniących ciszę i spokój. Czas płynie tu leniwie, a największą rozrywką jest kąpiel w Adriatyku. Wokół całej drogi rosną gaje oliwne i drzewa figowe. Tak właściwie są to jedne z nielicznych roślin, które w jakiś sposób latem wyglądają i mają jeszcze kolor zielony. Gospodarz wyjaśnił, że nawet ogródka nie opłaca się podlewać. Dostęp do wody jest utrudniony (jeżdżą tu beczkowozy dostarczające wodę do apartamentów), więc taniej by go wyniosło codzienne sadzenie nowych roślin niż podlewanie kilka razy dziennie. A słońce grzeje tu niesamowicie, o czym przekonaliśmy się, wybierając się na spacer do sklepu oddalonego o około 2 km, w Dvornicy.
Zakupy w Kanicy
Na szczęście okazało się, że jest on całkiem dobrze zaopatrzony w podstawowe artykuły spożywcze. Ciężko nazwać go supermarketem, ale spaghetti i inne proste danie zrobisz. Rankiem usłyszeć możesz trąbienie, oznaczające, że na ulicy pojawił się obwoźny sklep. Tam kupisz pieczywo i m.in. warzywa. Sprzedawcy zawsze dorzucali coś gratis. Większe zakupy zrobić można m.in. w Rogoznicy. Tam jest też bankomat i więcej knajp. Chcąc coś zobaczyć z dala od Kanicy, musisz być mobilny.
Knajpy w Kanicy
W Kanicy znajdują się dwa bary i to raczej typu fast-food. Kupić tam można smażone w głębokim oleju Girice, czyli małe smażone rybki, panierowane w mące. Podaje się to z chlebem, cytryną i sosem tatarskim. Girice są zjadane razem z kruchymi ośćmi, które są praktycznie niewyczuwalne. To taka wersja frytek.
Jest też wersja „Pohane Lignje”, czyli kalmary krojone w pierścienie. Tu w wersji z frytkami.
Raczej najeść się tym nie da, trzeba kombinować z kuchnią samemu, albo na smaki kuchni regionalnej jeździć gdzieś kawałek dalej. My gotowaliśmy sami, chyba że zwiedzaliśmy jakieś miasteczka – to jedliśmy tam. Właściciele tych barów są bardzo mili i za każdym razem, kiedy jedynie szliśmy na plażę – już z daleka nam machali. Strasznie to było sympatyczne.
Plaże w Kanica
W Kanicy korzystaliśmy z plaży przy zatoce. Plaża to w sumie duże słowo, jeśli wyobrażasz sobie, że znajdziesz tu piasek, to nie ma takiej opcji. Przy brzegu wysypany jest drobny żwir, reszta to betonowe płyty, którymi na mniejszych wioskach w Polsce wykłada się drogi. 😉 Betonowe płyty prowadzą wzdłuż brzegów, w głąb zatoki – więc jest możliwość poskakać. Im dalej i im większe skałki, tym więcej jeżowców można tu spotkać.
Przy brzegu jeżowców praktycznie nie było (chociaż raz jeden się zdarzył). Stworzonka w dotyku przypominają ruszającego się kasztana, kompletnie bezbronnego, jeśli na niego nie nadepniesz. Jednak i tak chodziliśmy w butach do wody, bo kamienie mimo pracy morza, nie są w żaden sposób obłe. Pływają tu również inne żyjątka, więc jeśli lubisz obserwować podwodne życie – tu jest tego masa.
Idąc wzdłuż brzegu uliczką za tymi domkami na zdjęciu wyżej – w pewnym momencie dotrzeć można do skałek. Można tam znaleźć wylegujące się jaszczurki, szczątki krabów, jakieś małe muszelki i tym podobne skarby. Stąd też podziwialiśmy zachody słońca.
W Kanicy jest też opcja kąpieli w otwartym morzu. Woda jest tu odczuwalnie chłodniejsza, ale są też fale (i masa jeżowców). Jest tu dość ślisko, a woda jest dość głęboka. Opcja raczej dla osób umiejących pływać.
Chociaż nawet jak nie umiesz, to ponoć w niektórych porach dnia można tu zobaczyć delfiny. Nam się niestety nie udało, ale poznaliśmy tu rodzinkę, która przyjeżdża tu od kilku lat rok w rok i mówi, że to wcale nie taki rzadki widok.
Jestem bardzo ciekawa, jak zaopatrujesz się na odpoczynek w małych miejscowościach? Następny razem postaram się chyba zatrzymać w większym miasteczku, ale powiem szczerze, że takie miejsca mają jakiś inny wymiar. Ma się wrażenie, że tak odpoczywają mieszkańcy i właściwie mało co jest zrobione jedynie z myślą o turystach. Ciekawe doświadczenie.
My w tym roku byliśmy po raz drugi w Rażanj, cisza, spokój, raj na ziemi 🙂
Prawda jest taka, że Polacy głównie wypoczywają w Dalmacji. I region ten jest mocno oblegany w szczycie sezonu. Ale w tym samym czasie można pojechać na Istrię czy Kwarner i praktycznie rodaków nie spotykać. Ogólnie te dwie części Chorwacji są znacznie mniej zatłoczone w lipcu i sierpniu, niż Dalmacja. A oferują równie ciekawe miejsca, krajobrazy czy plaże.
Takie „zadupia” są najlepsze. Po wcześniejszych wyjazdach do większych miejscowości dwa lata temu wybraliśmy się do Zivogosce Mala Duba i to był strzał w 10. Cisza,spokój,zero tłumów. Postanowiliśmy że na następne wyjazdy będziemy wybierać takie właśnie zadupia.W tamtym roku był Ivan Dolac na Hvarze ,a w tym będzie właśnie Kanica-już zarezerwowane.
Super! I zazdroszczę, chętnie byśmy tam wrócili 😀
W tym roku jedziemy do Kanicy, dziękuję za post ?
Aż Ci zazdrościmy! Udanego wyjazdu!
Jeździmy do Chorwacji od 15 lat – mamy dokładnie takie same odczucia, mili ludzie, idealny do wypoczynku klimat, niesamowita woda – i to co w niej żyje, wieczorne pogawędki z gospodarzami przy domaczim winie albo rakiji – najlepsza jest kruska-rakija. Polecam patent sprzedany nam przez naszego chorwackiego gospodarza Rudiego, czyli szprycer. Jest to białe chorwacjie wino wino zmieszane z gazowaną wodą mineralną – idealne na długie gorące wieczory. Rozmowy w języku ogólnosłowiańskim oczywiście- nawet o bardzo skomplikowanych sprawach. Dogadacie się „ne ma problema”
No i nasze ukochane świeże smokvy (figi), nieosiagalne w PL, bo nie wytrzymują transportu. Koniecznie trzeba kupić też kugle sladoljeda (gałki lodów) – sprzedawcy nakładają solidne porcje, ale warto kupić dwa pojedyncze zamiast jednego podwójnego 🙂 Jako pamiątkę przywozimy chorwackie mjedy o smakach u nas nie spotykanych.
A w kwestii języka- radzę uważać na nazwy miesięcy, bo są podobne do naszych, ale mylące 🙂
Kanica to spoóuj i błogie lenistwo. Polecam dom z basenem. Widoki super.
A jak się nazywa ten nocleg, o którym Pan pisze?
A jak jest teraz w Kanicy?
Nie mam pojęcia ale w tym roku wybieram się do Kanicy. To już drugi raz.
Pozdrawiam