Zastanawiałeś się kiedyś, czy masz jakąś fobię? Zapewne od ręki wymienisz kilkanaście rzeczy, których się boisz – pająki, dziwne niewytłumaczalne zjawiska, robale. W rzeczywistości na prawdziwe fobie (silny lęk, w którym objawy są niczym nieuzasadnione) cierpi zaledwie 10% osób, a reszta świata po prostu odczuwa lęk na poziomie dyskomfortu. Na przykład – każdy wystraszyłby się wielkiego, czarnego pająka – jak miało to miejsce w słynnym filmie Wardęgi, ale niekoniecznie wystraszylibyśmy się – wiedząc, że tym okropnym stworem jest… mały, słodki piesek.
Ludzie boją się dosłownie wszystkiego: pająków (arachnofobia), ciemności (nyktofobia), małych i ciasnych pomieszczeń (klaustrofobia), zjaw i duchów (demonofobia). Jeśli na stukot agregatu w lodówce masz wrażenie, że dostaniesz zawału, a ciśnienie niebezpiecznie skacze ci w górę – lepiej nie przychodź do domu strachów. We wszystkich czterech, które mieliśmy okazję odwiedzić w Warszawie – Horror House (2 odsłony), Prosektorium i Fear Zone – mogą wystąpić wszystkie zjawiska… naraz.
Po odwiedzeniu pierwszego domu grozy – każdy następny, wydawał mi się – kopią poprzedniego. Zamiast się bać – zacząłem zwracać uwagę na scenografię, na makijaż aktorów i… niedoróbki. Na dodatek – większość horrorów obejrzanych po wizycie tam – wydawała mi się śmieszna i infantylna. Wyobraź sobie, że kogoś mordują na ekranie, krew się leje, główna postać biega po domu – próbując ukryć się przed oprawcą – a my z Klaudyną ziewamy.
Między innymi, właśnie dlatego z dużą rezerwą podszedłem do pomysłu pójścia do Fear Zone
– No bo powiedz tak szczerze, czym nas mogą więcej zaskoczyć? – ripostowałem żonie, na pomysł opisania kolejnych takich obiektów – Na dłuższą metę każdy jest taki sam, nic nowego, kopie poprzednich – dodałem. A musisz wiedzieć, że na blog trafiają miejsca, które się czymś wyróżniają i mają nową wartość do dodania. Po co opisywać coś, co jest po prostu denne, albo jest flash backiem z miejsc poprzednich. Mogę iść tam prywatnie i tyle.
Z takim nastawieniem, czułem się jak komandos, który rutynowo musi wykonać swoje zadanie, stając przy ulicy Dowcipu. Dobra lokalizacja – uśmiechnąłem się w duchu, lądując na jakiejś bocznej, opuszczonej ulicy w centrum Warszawy w godzinach mocno wieczornych. Ożywiłem się dopiero przy czytanym regulaminie, który podpunktami różnił się od poprzednich obiektów. Mieliśmy „zwiedzać” znajdujący się 10 m pod ziemią schron zaadoptowany na trasę grozy, a nie piwnice jak dotychczas. Wiązać się to miało ze zmianami powierzchni, ciasnotą i innymi różnymi – obrzydliwymi rzeczami, które boimy się zrobić w środku nocy w mrocznych podziemiach. Słowem – zapowiadało się fajnie.
Połączenie escape roomu z domem strachu sprawiło, że jest to najlepszy dom strachów w Warszawie
Fear Zone to połączenie gry aktorskiej z escape roomem. Wiem, że na stronie internetowej, twórcy bronią się przed tym stwierdzeniem, ale nie do końca słusznie. Jeśli pierwszy raz się jest w takim miejscu – każdy z wymienionych wyżej domów grozy w Warszawie wydaje się straszny. Nie do końca ma znaczenie, który wybierzemy, bo i tak nie będziemy zwracać uwagi na rzeczy, na które patrzy się – mając już doświadczenie.
Twórcy Fear Zone postawili duży akcent na budowanie grozy przez zmysły, dźwięki, otoczenie, klimat. Kolejne pokoje są coraz mniej oczywiste i trzeba się nieco nakombinować, aby się z nich wydostać. Owszem nie jest to typowy escape room (bo kiedy człowiek się mocno boi to przestaje myśleć logicznie), ale zawiera sporo elementów, które ucieszą osobę, którą ciężko wystraszyć.
Przejście 30 metrów w totalnej ciemności, mając tylko lekko rozładowaną latarkę, jest wyzwaniem. Na orientację w terenie nie ma czasu, wszystko dzieje się pod presją. W tym poczuciu kontrolowanego lęku trzeba jeszcze zachować trzeźwość umysłu, by rozwiązać kilka zagadek, które trafiają nas po drodze.
Uciekaj i nie oglądaj się za siebie
Byliśmy zorganizowani i doświadczeni, gdy wchodziliśmy w ciemność. Ekipie Fear Zone udało się przełamać nasze morale, taktykę i cały plan na ten dom. Wchodziliśmy jako pewna siebie ekipa, a wyszliśmy stamtąd mocno wystraszeni i momentami zachowując się kompletnie irracjonalnie.
Patrząc na nas z tej perspektywy – na to, jak reagowaliśmy na kolejne pułapki i „bonusy” – upewniłem się, że jeszcze nie dotarłem do granicy swojego strachu. Fear Zone jest moim osobistym numerem jeden. Jeśli lubisz się bać albo masz ochotę na powtórkę adrenaliny – to miejsce jest do tego najlepsze na tę chwilę.
Fear Zone
Edit: Niestety Fear Zone zostało zamknięte. 🙁
Hm, za moich czasów wystarczyło iść nie na swoją ulicę i już się czułeś jak Snake Plissken usiłujący uciec z Nowego Jorku:))
Dobrze, że czasy są teraz na tyle dobre, że teraz trzeba chodzić do specjalnych domów grozy 😛
Z jednej strony bardzo chciałabym tam pójść, a z drugiej boję się na samą myśl, że aż tak może mnie to wystraszyć 😀
Zajebiste miejsce! Dzięki za polecenie 😀