Elektryczne hulajnogi to bez wątpienia sprzedażowy hit ostatnich kilku lat. Kupują je dorośli dla swoich dzieci, jako prezent komunijny lub dla siebie – jako wygodny środek transportu do pracy. I wcale się nie dziwię!
Zakup, który naprawdę ma sens
Temat hulajnóg to temat rzeka, który zdaje się nie mieć końca. Ich popularność jest jednak na tyle duża, że powstała potrzeba uregulowania prawnego – co można, czego nie można i gdzie można. Chociaż przepisy ciągle się zmieniają i posiadacze jednośladów muszą to śledzić na bieżąco – po trzech tygodniach obcowania z elektryczną hulajnogą uGo Squbby stwierdzam, że nie wyobrażam sobie życia bez tej formy transportu.
uGo Squbby 8,5″ – wykonanie
uGo to mało znana marka w Polsce, a w swojej ofercie ma trzy różnego rodzaju hulajnogi. Różnią się one rozmiarem, mocą silnika, zasięgiem, a nawet wyświetlaczem. Do moich rąk trafiła jednak odmiana z 8,5″ kołami, która charakteryzuje się najsilniejszym silnikiem – 300W, akumulatorem o pojemności 6Ah, co przekłada się na teoretyczny zasięg 10-15 kilometrów oraz hamulec bębnowy.
Hulajnoga to kawał sprzętu. Dosłownie, bo waży blisko 13 kilogramów. Jest masywna. Zarówno podstawa, na której trzyma się nogi, jak i sama część z kierownicą, wykonane są z grubej, młotkowanej stali malowanej na czarno. To, co rzuciło mi się w oczy od razu po wyjęciu urządzenia z ogromnego kartonu – to fakt, że producent wykorzystał tutaj każde miejsce. Odblaski znajdują się zarówno na przedniej, jak i tylnej części hulajnogi. Podstawa wyposażona jest w chropowatą warstwę na stopy i nóżkę do „parkowania” urządzenia. Kierownica zaś wyposażona została w gaz, port ładowania, dzwonek; wygodne, zdejmowane na czas transportu gumowe rączki oraz światło ledowe, gdyby przyszło mi jechać w ciemności. Samo oświetlenie robi wrażenie, gdyż daje naprawdę solidny strumień światła.
Ostatnim, chyba najważniejszym elementem – jest wyświetlacz na kierownicy, który jest swoistym komputerem pokładowym. W moim modelu jest kolorowy i zawiera takie informacje jak aktualna prędkość, teoretyczny zasięg pozostały do rozładowania baterii, aktualnie ustawiony bieg hulajnogi oraz stan baterii. Jest bardzo wyraźny i nawet w wyjątkowo słoneczny dzień wszystkie informacje są na nim doskonale widoczne.
Trzy biegi na każdy rodzaj nawierzchni
Hulajnoga uGo Squbby może pędzić z maksymalną prędkością 25 km/h. Mimo moich szczerych chęci nie udało mi się jej rozpędzić do wyższych wartości. Jak wspomniałem – ma także trzy biegi, z których każdy ma swój limit. Najniższy, „jedynka” – może jechać maksymalnie do 8 km/h. To idealny tryb na chodnik. Na dwójce zaś maksymalnie do 15 km/h. Oczywiście wraz ze zwiększeniem prędkości sama hulajnoga będzie się szybciej rozładowywać. Od jej pełnego rozładowania do pełnego naładowania potrzeba około 4 godzin, co jest całkiem przyjemnym wynikiem.
Odepchnij się, by jechać
Sprawdzenie urządzenia w terenie było najprzyjemniejszą częścią całego testu. By nią ruszyć, najpierw trzeba odepchnąć się nogą, by nabrać chociaż odrobiny prędkości. Potem można już manewrować manetką od gazu i cieszyć się jazdą. Według producenta nie powinno jeździć się Squbbym w deszczu, czy tym bardziej w wodzie, gdyż hulajnoga nie jest wodoodporna. Na razie mamy gorące lato i nie miałem okazji tego sprawdzić, więc cieszyłem się jazdą w słoneczne dni.
Squbby jest praktycznie bezgłośny, a na wyasfaltowanych ścieżkach rowerowych jazda nim to prawdziwa przyjemność. Hulajnogą kieruje się bardzo łatwo, przyśpieszenie jest odczuwalne – dając frajdę, a prędkość jest zadowalająca. Trzeba jednak uważać na krawężniki i delikatnie zwolnić, bowiem sprzęt nie posiada żadnych amortyzatorów. Z jednej strony nie powinno się mieć obaw, bo koła są grube i gumowe (bezdętkowe), z drugiej – w środku konstrukcji jednak cały czas znajdują się pokaźne akumulatory i elektronika, która od uderzenia może ulec uszkodzeniu.
A jak jeździ się po ścieżce rowerowej z kostki? W zasadzie podobnie jak na deskorolce, czy rolkach – czuć zatem delikatne wibracje, jednak w moim odczuciu, nie przeszkadzały mi w ogóle.
A czego mi zabrakło?
W zasadzie to dwóch elementów. Pierwszy to jednak brak standardowego gniazda pod ładowarkę typu USB. Teraz, jeśli chcę nią pojechać do pracy – muszę pamiętać, by spakować także zasilacz o własnościowej końcówce. Troszkę szkoda. A druga, to tak prozaiczna rzecz, jak jakaś stalowa pętelka do linki antykradzieżowej, by móc ją pozostawić pod sklepem. Niby można ją przypiąć przez szparę w szprychach w tylnym kole, ale wówczas podczas przejazdu muszę mieć linkę w ręku bądź plecaku.
To jednak drobnostki, które nie wpływają w żaden sposób na moją ocenę końcową. uGo Squbby to świetny sprzęt w swojej kategorii. Jadąc nim, trzeba się przygotować na ciekawskie spojrzenia innych uczestników ruchu, którzy może i wyprzedzą nas na rowerze, ale i z zainteresowaniem będą na nas spoglądać. Przydaje się podczas drobnych wypraw po osiedlowych sklepach, paczkomatach, jak i jako rekreacyjna forma spędzenia czasu.
Dodaj komentarz