Strona główna » The Circle – obraz społeczeństwa odbity w reality show
the circle netflix

The Circle – obraz społeczeństwa odbity w reality show

Współczesna odmiana Big Brothera intryguje nawet bardziej niż oryginał.

Któregoś wieczoru trochę bez większego entuzjazmu przeklikiwałem się z Klaudyną przez katalog filmowy Netflixa i natrafiliśmy na reality show pod tytułem: The Circle. Z dostępnej migawki wyglądało to na przerysowany, stereotypowy obraz amerykańskiej młodzieży, która została zamknięta w odosobnieniu, a ich jedyną formą komunikacji miała być sieć społecznościowa.

Taka amerykańska wersja mięsnego jeża

To była pierwsza myśl, jaka chyba nam się zrodziła w głowach. Masz czasem coś takiego, że nawet gdy coś wydaje ci się totalnie kretyńskie – włączasz to i oglądasz? Nie? No cóż, ja czasem lubię skosztować mało ambitnego kina (np. Dwugłowy rekin atakuje – polecam!). Tak było i tym razem. Wspólnie stwierdziliśmy, że „a co tam, jeden odcinek i idziemy spać”. Tymczasem cały sezon wciągnęliśmy na trzy wieczory i jedno trzeba przyznać – to doskonałe studium współczesnego społeczeństwa.

Zacznijmy od zasad

Program jest swoistym eksperymentem, który stara się odpowiedzieć na pytanie – jak daleko można posunąć się w mediach społecznościowych, by zdobyć 100.000$? W jednym budynku, w ośmiu mieszkaniach, pod czujnym okiem kamer i mikrofonów zamieszka ośmiu uczestników. Ich jedyną formą kontaktu z innymi uczestnikami jest tytułowa sieć społecznościowa – The Circle, czyli krąg. Przypomina on trochę mariaż Facebooka z Instagramem.

Uczestnicy podobnie jak w normalnych aplikacjach uzupełniają swoje profile o zdjęcia, opisy, filmy i mają możliwość tekstowej rozmowy z innymi uczestnikami. Haczyk? Nie każdy z nich jest tym, za kogo się podaje. Po jednej stronie ekranu może siedzieć Sibern udający… Rebeccę, a po drugiej stronie zasiąść może Caren, która udaje Mercedeze. Kto z nich będzie tak naprawdę sobą? Kto z nich będąc w związku – będzie udawał singla, a kto będzie flirtował?

Zawsze po pełnych 48 godzinach następuje głosowanie na najfajniejsze osoby w kręgu. Wówczas wybierani są tzw. influencerzy, którzy mają prawo głosu i mogą zdecydować o tym – kogo zablokować, co jest jednoznaczne z opuszczeniem programu.

the circle netflix

Skojarzenia z Big Brotherem jak najbardziej wskazane

Pierwszy dom Wielkiego Brata był prawdziwą rewolucją na rynku telewizyjnym. W czasach, gdy w domach – jeśli był internet to modemowy – zajrzenie do czyjegoś życia była nie lada gratką. Co robią, co jedzą, o czym myślą – bez większego scenariusza, nagrywane 24h na dobę robiło wrażenie. Dziś ten sam program nie wzbudza ekscytacji, a jego kolejne edycje przelatują przez polską TV praktycznie niezauważone (tak, nowa edycja Big Brothera była niedawno emitowana!). Dlaczego? Bo dziś jesteśmy obnażeni bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Wrzucamy swoje zdjęcia na Insta, na Fejsie komentujemy bieżące wydarzenia, a na spacerach wymieniamy się playlistami ze Spotify i na gorąco komentujemy Megxit na Twitterze. Kwestia prywatności została zepchnięta na drugi plan, a wraz z nią – nasza rzeczywista tożsamość.

Przerysowane, ale prawdziwe

Gracze stają na głowie, by wygrać ten program. Zawierają sojusze między sobą, próbują dojść – kto się podszywa i nie pokazuje prawdziwego siebie. Jednocześnie robią wszystko, by przypodobać się pozostałym uczestnikom gry. Czy ktoś jest tu naprawdę uczciwy wobec siebie, uczestników i widzów? Cóż, zostawiam do oceny tobie.

Program The Circle z pewnością jest przerysowany, podobnie jak reakcje uczestników. A przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Nie mogę się oprzeć myśli, że oni grają nie tylko między sobą, ale także przed widzami – mimo że jako widzowie mamy naprawdę zerowy wpływ na to, kto zostaje w programie, a kto z niego wylatuje. To ciekawe zjawisko i odczucie. Ten mini serial ogląda się jednak z przyjemnością i zaciekawieniem. Trudno nie odnieść wrażenia, że oto oglądamy w miniaturze całe współczesne społeczeństwo.

Lajki, reakcje – instażycie

Ile razy masz wrażenie, że zdjęcia zakochanej pary, która akurat spędza czas w restauracji są wrzucone tylko na pokaz? Bo gdy przypadkiem poznasz ich bliżej – okazuje się, że tak naprawdę są ze sobą tylko dla dziecka i kredytu, który ich wiąże – a przy każdej możliwej okazji, wbijają sobie szpile lub wzajemnie atakują. Nikt jednak nie napisze w sieci „mój mąż jest do bani, a ja się męczę w tym związku”. O nie, nie! Przekłamujemy rzeczywistość, by na tle naszych fantastycznych insta-znajomych wypadać co najmniej tak samo dobrze, jak oni. Nie chcemy być uznawani za „tych gorszych” albo wręcz za tych, którym się nie udało. Jak wiele profili skupia się na wyglądzie, a nie na prawdziwych cechach charakteru jego autora? W The Circle nawet tego nie kryją, mówiąc: „Pokazuję tylko zdjęcia swojego tyłka, bo to ludzi kręci i dają dużo lajków”. Nie wierzysz? Weź do ręki swój telefon, uruchom appkę i zobacz jakie zdjęcia zaproponuje ci algorytm. W sieci ludzie tracą zahamowania. W życiu, nigdy nie powiesz w twarz „jesteś szmatą”. Tymczasem wystarczy tylko wejść na pierwszą lepszą grupę tematyczną, by zobaczyć, że jest to zjawisko całkiem powszechne.

Jestem na dziesiątkach grup, które łączą się z moimi zainteresowaniami – biegowych, książkowych. W nich przodują nazywani przeze mnie „ortodoksy” czyli osoby, które mają skrajne, autorytarne podejście do tematu. Jeśli czytasz książki – to koniecznie muszą być papierowe, konkretnych autorów. Jeśli sięgniesz po cokolwiek innego – zsyłana jest na ciebie nagonka wiernych towarzyszy. W sieci łatwo oceniamy innych – kierując się wyłącznie obserwacją jego profilu oraz wyglądem. Masz nadwagę? Na pewno siedzisz i obżerasz się pączkami. No i koniecznie jesteś nieudacznikiem.

Media społecznościowe wypaczają nas samych. Stajemy się karykaturalni, sztuczni, przerysowani, a sensem i celem naszego życia jest mierzenie popularności przez wskaźniki na profilach poprzez lajki i reakcje. Ba! Powstają już całe badania na temat tego, jak ludzie popadają w depresję – widząc wyidealizowane życia znajomych. To zresztą, nie jest takie nieoczywiste, jak się wydaje. Każdy wrzuci zdjęcie z wakacji, nowego zakupu, czy radosnych chwil. Przewijając fejsa, natrafia się wyłącznie na pozytywne treści. W takich sytuacjach nie trudno dojść do wniosku, że nasze własne życia są… nudne, szare, nijakie.

The Circle oczywiście jest programem typu reality show w całej swojej rozciągłości. Jest odpowiednio zmontowany, budowane jest napięcie i mimowolnie zaczyna się tym ludziom kibicować. Jest jednocześnie brutalnie szczery w tym, jak bardzo wykrzywione mamy społeczeństwo i jak kruche i fałszywe są nasze znajomości i relacje. Zachęcam, by obejrzeć – to raptem 12 odcinków, a kto wie, ilu z was nie zacznie przypadkiem przytakiwać, że… w sieci wszyscy jesteśmy tacy sami.

Filip Turczyński

Zawodowo inżynier jakości oprogramowania. Pracowałem przy kilku grach w tym przy Wiedźminie oraz w firmach LG i Samsung przy telefonach komórkowych. Pasjonat i kolekcjoner gier (kilkaset) i konsol (24). Uwielbia aktywnie spędzać czas wolny ze swoją rodziną.

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Cześć!

Świat dzieli się na tych, którzy nie lubią zapachu benzyny i na tych, którzy go uwielbiają. My jesteśmy z tych drugich. Na tym blogu pokazujemy wszystkie fajne miejsca, które warto odwiedzić w Polsce. Nie musisz się już więcej zastanawiać co robić i gdzie iść w weekend. Z nami spędzanie czasu stanie się proste!

Chcesz więcej? Dołącz do grupy!

A może jeszcze więcej?