Jak co roku z uwagą obserwuję targi Mobile World Congress, czyli imprezę poświęconą technologiom mobilnym. Dla mnie to trochę jak oglądanie meczu, bo są tam i emocje związane z premierami nowych modeli telefonów komórkowych i newsy związane z nowinkami technologicznymi.
Jednak ostatnich kilka edycji MWC jest jak oglądanie telenoweli
Największy zarzut mam do samych producentów, którzy „niechcący” dopuszczają do masowych przecieków informacji na temat niespodzianek, które szykują. I tak o świeżo zaprezentowanym Galaxy S9 wiedzieliśmy już wszystko na tydzień przed premierą. To trochę niczym mecz piłkarski, w którym z góry znamy wynik. Niby ogląda się z ciekawością, ale emocji przy tym już brakuje. To jednak mimo wszystko błahostka. Choroba, która trawi MWC – jest znacznie gorsza i nazywa się
Technologiczny zastój
Ten obserwuję już od jakiegoś czasu, ale w tym roku było to szczególnie widoczne. Wystarczy spojrzeć na newsy, felietony czy relacje spływające z Barcelony. W zasadzie jedyną nowością, jaka przewija się wśród producentów – jest wsparcie dla sztucznej inteligencji. I tak np. w telefonach LG wspomaga ona aparat fotograficzny a u Asusa – pracę baterii. Na tym jednak koniec i gdy się rozejrzeć aż chce się zadać kilka pytań:
Gdzie są składane, elastyczne albo chociaż wygięte wyświetlacze, o których tyle się mówiło jeszcze dwa lata temu?
Wszyscy producenci cały czas nabierają wody w usta. Dzięki przeciekom wiemy, że Samsung pracuje nad składanym telefonem, a Microsoft nad nową kategorią sprzętową, gdzie telefon ma zastąpić nam również komputer. Tylko kiedy? Ile nam przyjdzie czekać na jakieś konkrety?
Co z bateriami?
Telefony puchną. Tegoroczne flagowce mają mieć już procesory Snapdragon 845 i nawet 8GB pamięci RAM a baterie mają na poziomie telefonów z 2015 roku. Już teraz trzeba je doładowywać w ciągu dnia czasem nawet dwukrotnie. A co będzie z modelami z 2018 roku? Strach myśleć!
Gdzie podziały się innowacje?
Żadne z zaprezentowanych urządzeń nie wnosi istotnego przełomu czy zmian w sposobie funkcjonowania telefonów. LG oraz Samsung otwarcie wręcz przyznały, że nie będą wypuszczać flagowców co roku tylko wtedy gdy rzeczywiście wniosą coś nowego na rynek. To bardzo dobra decyzja. 12-miesięczne tempo ich wypuszczania na rynek to moim zdaniem w chwili obecnej tempo zbyt wielkie. Na dobrą sprawę kupując dziś urządzenie z 2016 roku, np. Galaxy S7 dalej nie masz poczucia, że posiadasz gorszy model. Różnica między kolejnymi edycjami jest w dużej mierze kosmetyczna i ciężko jest uzasadnić kwoty rzędu 4000 zł, jakie producenci chcą od swoich użytkowników.
Brak innowacji pociąga za sobą wyścig na polu, który nam do szczęścia całkowicie nie jest potrzebny. Ogromne, bezramkowe wyświetlacze są śliczne i wyglądają atrakcyjnie, ale poziom drenażu baterii oraz kruchość samej konstrukcji karze się zastanowić, czy to dobry kierunek.
Gdzie u licha, są technologie ubieralne?!
Zegarki zgodnie z moimi przewidywaniami okazały się chwilową modą. W tym roku chyba żaden producent nie zaprezentował żadnego urządzenia, które miałoby wyprzeć standardowe czasomierze z naszych nadgarstków. Są dwie przyczyny porażki tej kategorii sprzętowej. Pierwszy to znany już problem tragicznego czasu pracy na akumulatorze. Jeden czy dwa dni pracy na jednym ładowaniu w porównaniu z tradycyjnym zegarkiem jest kpiną. Drugi problem to fakt, że użytkownicy nie mieli żadnego powodu, by się w takie urządzenia zaopatrzyć. One nie rozwiązywały żadnego problemu a do większości zadań i tak trzeba było wyjąć telefon z kieszeni. A skoro one w niczym nie pomagają, to po co mamy kupować kawałek krzemu za grubo ponad 1000 zł?
Bardziej niepokojący dla mnie jest brak urządzeń ze świata Wirtualnej Rzeczywistości i Rozszerzonej Rzeczywistości. Po tym, jak zachłysnęliśmy się VR w postaci GearVr, HTC Vive czy Oculus nastała przejmująca cisza. Na rynku PC wielu producentów praktycznie zrezygnowało z planów produkcji gier i aplikacji. Bez softu sprzedaż samych urządzeń również wyhamowała i obawiam się, że za dwa, trzy lata będziemy o tym wspominać tak, jak wspominamy dziś funkcje 3D w naszych domowych telewizorach. Szkoda, bo to akurat jest ciągle nieodkryte pole, w którym można dużo zdziałać.
Nie zrozumcie mnie źle. Nowe urządzenia są śliczne
Ba! Stojąc w tym roku przed wyborem zakupu telefonu, cierpię na klęskę urodzaju. Bardzo ciężko jest wybrać to jedno, idealne urządzenie, bo każde z nich jest śliczne, funkcjonalne i tak naprawdę różnią się one detalami. Jednocześnie są one cholernie nudne i kompletnie niczym nie zaskakują. Serwuje nam się trzeci rok z rzędu tego samego kotleta, zmieniając mu tylko panierkę. Procesory, ilość pamięci i wielkość wyświetlacza to jednak jest ciut mało, bym poczuł efekt WOW. Patrząc na chłodno, uważam, że dotarliśmy już do granicy rozwoju telefonów komórkowych.
Jaka czeka ich zatem przyszłość? Bawiąc się we Wróżbitę Filipa, dochodzę do wniosku, że na znaczące nowości w samej filozofii telefonów komórkowych nie ma już co liczyć. W najbliższych latach nie pojawi się w nich nic, co moglibyśmy określić rodem przełomu czy rzeczywistej innowacji. Za to smartfon będzie stanowił dla nas swoiste centrum domowego ekosystemu. Z jego poziomu zaprogramujemy pralkę, suszarkę, lodówkę czy też obsłużymy telewizor, nastawimy grzanie kaloryferów czy też zapalimy światło. To już się dzieje, ale integracja będzie tylko postępować, a sama funkcjonalność będzie stawała się bardziej dostępna.
Dodaj komentarz