Lioncast to młoda marka, bo jest na rynku zaledwie dwa lata. Jeśli zatem jeszcze o niej nie słyszałeś – to nie masz powodu do wstydu. Przyznam, że przed tą recenzją, ja też nie miałem z nią styczności.
Tym lepiej
Kiedy myślimy o słuchawkach dla graczy, najpewniej na myśl jako pierwsze przychodzą ci firmy: Razer, Logitech i może jeszcze HyperX. To uznane marki o ugruntowanej pozycji na rynku, chociaż zakup ich akcesoriów często łączy się z dość poważnym wydatkiem.
Z drugiej strony w elektromarketach często leżą słuchawki po paręnaście, czy parędziesiąt złotych. Lioncast wydaje się być gdzieś pośrodku tej skali, bo opisywany model Lioncast LX55 można kupić już od 299 zł.
Zdecydowanie, nie są to pieniądze wyrzucone w błoto
Nieznana marka ma zawsze pod górkę. Tak szczerze – to w takich przypadkach na początku nigdy nie wiem, czy nie jest to jakaś dobrze zamaskowana chińska tandeta, którą sprzedają wszyscy (nalepiając na ten sam produkt tylko inne logo), czy wreszcie trafiłem na poważny produkt godny uwagi. Lioncast działa sprytnie – tam, gdzie może oszczędza, a tam gdzie nie wypada – daje poczucie obcowania z wysokiej jakości towarem.
Na czym więc zaoszczędzono? Zdecydowanie na opakowaniu. Nie jest to gruby karton, który zobaczymy u droższej konkurencji. Na próżno szukać tu gąbkowych wytłoczek potęgujących efekt premium. Tutaj jest zwykły karton, który jeśli byłby odrobinę cieńszy – sprawiłby, że całość zapadłaby się pod swoim ciężarem. Na szczęście nic takiego się nie dzieje i całość nie ma szans uszkodzić się w transporcie. Drugim elementem, którego w zasadzie w ogóle mogłoby nie być – to instrukcja. To raptem świstek papieru wielkości dowodu rejestracyjnego od pojazdu, składający się z całych dwóch stron niewyjaśniających w zasadzie niczego. Serio – gdyby jej nie spakowano, nie zanotowałbym nawet jej braku.
To jednak w zasadzie jedyne oszczędności. Na szczęście!
Bo cała reszta zaskakująco się broni. W pudełku znajdziemy (prócz samych słuchawek) również dwa przewody – jack oraz usb (zrobione z fajnej, elastycznej plecionki) oraz odczepiany mikrofon.
Same słuchawki to jednak naprawdę solidna półka. Muszle wykonane z przyjemnego, matowego plastiku – złączone ze sobą metalowym pałąkiem, obszytym skóropodobnym materiałem. Po ich założeniu zauważam, że całkiem nieźle wygłuszają hałasy z zewnątrz. To, co muszę szczególnie podkreślić to fakt, że moje uszy mieszczą się we wspomnianej muszli. Uwierz mi, to nie zdarza się zbyt często. Całość na głowie leży naprawdę stabilnie. Słuchawki Lioncast LX55 są fajnie wyważone, więc nawet grając w emocjach – nie zaczną się zsuwać czy przesuwać na głowie, a jednocześnie nawet po dłuższym okresie – nie męczą ani uszu, ani samej głowy.
Przewód wychodzący ze słuchawek jest w komfortowej odległości. Nie plącze się, nie męczy i nie zaczepia – co bywało irytujące u innych producentów. Gdybym miał wskazać jedną wadę, to na pewno pilot na końcu tego przewodu. Plastik, z którego został wykonany – jest zdecydowanie gorszej jakości i sprawia wrażenie dość tandetnego, ale spełnia swoją funkcję. Gdybym miał wybór – wolałbym, by był zamocowany w odpinanej części. Cóż, nie można mieć wszystkiego.
Jakość dźwięku to poezja
I w zasadzie na tym jednym zdaniu mógłbym poprzestać. Muszle skrywają w sobie wirtualny system dźwiękowy 7.1, który naprawdę robi robotę. Dźwięk określiłbym jako ciepły, a bass głęboki. Czasem miałem wrażenie, że uciekają tony wysokie, ale nie są to wartości dyskwalifikujące. To naprawdę solidny zestaw dźwiękowy za – pamiętajmy! – mniej niż 300 zł! Stosunek ceny do jakości jest wręcz zdumiewający! Szczególnie że dołączyć przecież można jeszcze mikrofon. Ten nagrywa naprawdę czysto. Idealny do potyczek sieciowych.
I na ulicę i do pokoju gracza
Słuchawki mają wbudowane również diody LED. Cóż, takie czasy, że każdy producent musi mieć w swoim portfolio „świecące” sprzęty. Zatem po zainstalowaniu aplikacji wspomagającej na swoim PC, możesz dowolnie sterować kolorem i jasnością podświetlenia. A gdy nie lubisz takich opcji – możesz to całkowicie wyłączyć.
Cały design Lioncast LX55 jest na tyle uniwersalny, że bez wstydu wyjdziesz z nimi na ulicę, podłączając je np. do swojego telefonu. Niby wyglądają gamingowo, ale nie na tyle nachalnie, byś czuł obciach – opuszczając swój pokój. Za to ogromny plus!
To naprawdę mocne wejście
Nie będę ukrywał, że Lioncast mnie mocno zaskoczył. Nieznana mi marka wyskakuje niczym ja z konopi, wypuszczając taki produkt w takiej cenie! Coś niesamowitego. To doskonała pozycja szczególnie gdy budżet domowy napięty, a na taniochę zwyczajnie szkoda ci pieniędzy. Produkt jest świetnie wyceniony, jeszcze lepiej wykonany i wspaniale grający. To prawdziwy hicior sprzedaży. Ja polecam.
Dodaj komentarz