Dawno temu, nie mając jeszcze w planach Lilki – założyłam sobie profil na pewnym serwisie o nianiach, mając nadzieję na dorobienie sobie w trakcie studiów. Doświadczeniem nie grzeszyłam – czasem opiekowałam się 4-letnim wówczas dzieckiem szwagra. Studiowałam psychologię. Ukończyłam kurs wychowawcy kolonijnego obejmujący m.in. pierwszą pomoc. Nie paliłam. Miałam prawo jazdy. Nawet jakiś test z zakresu wiedzy o zdrowiu rozwiązałam, coby zwiększyć swoje kwalifikacje. Stawkę ustaliłam sobie na 10 zł, uwzględniając w niej wyjścia do miasta.
Nie spodziewałam się dużego odzewu, bo i doświadczenie niewielkie – dyspozycyjność w niektóre dni ze względu na szkołę. Intuicja mnie nie myliła – bo było praktycznie zerowe. Jako że kasy potrzebowałam na już – zatrudniłam się w innym miejscu. O ogłoszeniu zapomniałam.
Czasem jednak – ono samo o sobie przypomina.
Zdarzają się oferty, które z żalem odrzucam i kwoty, na których widok parskam śmiechem.
Tak – uśmiecham się z politowaniem na widok „super oferty” zajmowania się dwójką (albo trójką) dzieci za 5 zł na godzinę.
Praca po 8 godzin dziennie.
40 zł.
Nie trzeba chyba dopowiadać, że stawki są wypłacane na czarno.
Stawki żebracze trzeba dodać.
Tak! W przeciwieństwie do niektórych mam – uważam, że są to kwoty śmiesznie małe. Jeśli odpowiednio stawki dla petsitterów wahają się w granicach 8 zł za godzinę (mniej, jeśli opieka jest całodniowa), to coś tu jest nie tak… I tak – pracowałam jako psia niańka i za wyprowadzenie pieska 2 razy dziennie na spacer i nasypania mu chrupek do miski dostawałam 25 zł.
Uprzedzając pytania – nie wszystkie pieski były rasowe, a i właściciele mieli zwykłe domy, a nie hacjendy.
Praca nad dzieckiem, nawet super grzecznym i spokojnym – to jednak większe wyzwanie, niż zajmowanie się psem. Oczywiście – można posadzić dziecko na 8 godzin przed komputerem lub telewizorem – ale czy tego byśmy oczekiwały od opiekunki naszego dziecka? Raczej nie.
A gdzie kasa na bilet miesięczny/dojazdy?
Własne utrzymanie?
Rachunki?
Jedzenie?
Nie rozumiem stwierdzenia, że starsza kobieta może sobie dorobić do emerytury, więc niech bierze mniej. Przecież taka „starsza pani” tez potrzebuje kasy na lekarstwa. Zasugeruję twierdzenie, że może nawet gorzej znosić bieganie za dzieckiem niż młoda osoba. No, chyba że ktoś twierdzi, że zajmowanie się rocznym dzieckiem to jest odpoczynek, a nie praca.
Wszystko drożeje. Czemu niektórzy rodzice klną, widząc swoją pensję i odgrażają się, że poszukają czegoś lepszego – a sami płacą głodowe stawki? Serio – są przekonani, że znajdą kogoś uczciwego? Owszem – zawsze znajdzie się jeleń, który psuje rynek i nie umie się wycenić. Żyje w przeświadczeniu, że żaden grosz nie śmierdzi. Przecież nie będziesz się prosić, żeby ktoś wziął od ciebie twoje pieniądze. To zrozumiałe.
Uważam, że takie osoby bardzo psują rynek innym nianiom. Można mieć stawkę 5 zł i przebierać w ofertach albo… czekać. Bo tamta niania bierze mniej. Niektórzy nie mają tego luksusu.
Czy taka osoba długo wytrzyma? Jak tworzyć długotrwałą wieź z dzieckiem? Wcześniej, czy później zorientuje się, zdobędzie doświadczenie i ucieknie tam, gdzie więcej zapłacą. Choćbyś miała najsłodsze dziecko na świecie.
I perełka…
Na szczęście trafiają się godne stawki i normalne oczekiwania. Jeśli ktoś uczciwie płaci – dlaczego miałby nie wymagać od niani znajomości języków, czy ukończenia studiów pedagogicznych? Nie jest wytłumaczeniem dla mnie, ze wyższa pensja oznaczałaby, że nie opłaca nam się chodzić do pracy. Jeśli kogoś nie stać – nie zatrudnia pomocy domowej – dlaczego z nianią miałoby być inaczej?
Fot. 7027595009_f3c5fc23e4_b.jpg/Flickr/Tax Credits/CC
Dodaj komentarz