– Klaudyna…
– Klaudia?
– Klaudyna.
– Czyli Klaudia?
– Po prostu Klaudyna.
– To nie to samo?
Nie, nie to samo. Tak jak Paweł to nie Piotr, a Iwona nie Ilona. Moje przedstawianie się w 90% przypadków wygląda podobnie i z czasem stało się po prostu częścią mnie. Jako dziecko, nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego moi rodzice tak mnie nazwali.
Czemu nie mogłam być zwykłą Kasią, Magdą czy inną Patrycją?
– Ojej Słoneczko… Przecież Klaudyna to bardzo ładne imię! Wzięłam je z takiej fajnej książki. Jak chcesz to dam ci przeczytać… A wiesz – miałam kiedyś koleżankę Bożenę. Jej imię wydawało jej się takie przeciętne, że w pewnym momencie kazała na siebie wołać Zuzanna. Jak ktoś powiedział do niej Bożenka, to udawała, że to nie ona.
Nie przekonała mnie wtedy. Zuzanna w latach 90 wydawała się dość „normalna”! Ja najpierw tłumaczyłam, jak się nazywam, a później, jak to się pisze. Tak, tak – teraz jest raczej oczywiste, że Klaudyna przez „u”. Jeszcze nie tak dawno temu, co druga osoba pisała „Klałdyna”. Do tej pory na widok tego byka przechodzą mnie ciarki. Nawet stary, poczciwy Word uważał mnie za błąd. Gorzej ode mnie miał jedynie mój kuzyn z Włoch. Pierwszy raz zrozumiałam, czemu ktoś wytatuował sobie swoje imię.
Polacy zapisywali go tak:”DŻIMI”.
Tylko nieliczni orientowali się, że powinno być „Jimmy”. Moi rodzice, aby uprościć mi żywot – dali mi także drugą nazwę, tym razem wyjątkowo swojską. W całości brzmi to tak: Klaudyna Małgorzata Turczyńska. Powiem szczerze, że nie wiem, co im wpadło do głowy, ale nie mieszczę się w żadnych rubryczkach urzędowych, a kiedy wyrabiam karty lojalnościowe – zapominam jak mam na drugie. Nie wiem – po co ono jest, ale jeszcze ani razu go nie wykorzystałam. Tylko komplikuje życie.
Może moje przykłady nie są dla was znaczące, ale jako małej dziewczynce strasznie utrudniały mi życie i stawiały w kłopotliwej sytuacji. Wkurzało mnie nawet to, że nie mogę kupić: kubka, breloczka, wisiorka czy innego badziewia ze swoim imieniem. Jak już coś było, to z napisem „Klaudia”. Z imieninami zresztą podobnie – dopiero pod koniec podstawówki, ktoś w końcu dopisał mnie do kalendarza.
Mimo to, po czasie polubiłam te 8 literek. Nigdy nie byłam anonimowa i po wyczytaniu samego imienia, wiedziałam, że chodzi o mnie. Kiedy byłam w ciąży – odrzuciłam wraz z mężem setki możliwości, w końcu wybierając „Lilianę”. Zwykłe, ale nie aż tak „topowe”. A im niżej w rankingu, tym większa szansa na to, że z nikim się nie skojarzy:
– Kuba dla syna? Absolutnie! Znam takiego jednego i jest […].
Od razu jednak odrzuciliśmy Lilia(n)nę, ponieważ zdaję sobie sprawę, że co chwila ktoś pisałby to źle. Kiedyś przy okazji jakiejś sprawy – dostałam list polecony z urzędu, w którym napisano, że taka osoba jak ja nie istnieje i mam przyjść, wyjaśnić. Oczywiście, ktoś wpisał błędnie moje imię. Prostota to klucz do sukcesu, Lilka miałaby przekichane ciągle tłumaczyć, że ma dwa „n” w imieniu. Chociaż może wyjdzie na to samo, bo teraz będzie tłumaczyć, że ma jedno…
Nigdy jednak nie stanę za rodzicami, którzy nazywają swoje dzieci kompletnie od czapy.
Gniewko, Xawier, Vivienne, Dżesika to przykładowe moje typy. Maluch musi mieć imię, które jakoś brzmi, gdy dorośnie. Dżesika pisane błędem jest dla mnie nieporozumieniem, bo skoro już chcemy mieć Amerykę, to nie spolszczajmy nazwy! Z drugiej strony – po co przeginać, kiedy Xawier ma polski odpowiednik Ksawery?
A na koniec, takie moje luźne spostrzeżenie. Nie ważne, jakie imię wybierzecie – ważne jest, jak odbierają je inni. Jeśli się z kimś kojarzy, druga osoba jest postrzegana przez pryzmat tej pierwszej. Im dziwniejsze, tym gorzej zapamiętywane – tym samym często w oczach innych brzmi zabawnie i dodaje raczej ujmy niż oryginalności.
No to ja powiem tak, 10lat temu dałam córce imię rosyjskie do tego męskie 😉
Do dziś pamiętam wypieki i oburzenie starszej Pani w Urzędzie i postawienie owego Urzędu na nogi 😉 bo nikt nie wiedział czy w Polsce tak można no i komputery odmawiały ale Warszawa pomogła 😉
Tak powstała Nikita 🙂
Na szczęście pisownia prosta a i córka zadowolona 🙂
Opinie nas nigdy nie obchodziły na jakikolwiek temat tak więc ten tego my mamy swój świat 😉
Pozdrawiam
A mnie jako dziecko bardzo obchodziły! Dopiero później mi przeszło.
Ja się domyślam!
Osobiście szlag by mnie jasny trafiał gdybym wiecznie musiała maglować z każdym tą wymowę, tą pisownię… itd, ze strony dziecka miałabym serdecznie dosyć. Wiadomo, jako dorośli mamy inne spojrzenie na wszystko. Ja się dziwię mojej córce, bo wiem, że mogłaby mieć inne zdanie, mogłaby być cholernie niezadowolona ze swojego imienia, nawet mnie przez te 10lat przeszła taka myśl 😉 ale ona sama ciągle mnie utwierdza w tym, że inaczej nie chciałaby się nazywać, że dobrze wybrałam 🙂
Ja też nie znosiłam mojego imienia – Sabina – bo było dziwne, nie dało się go rozsądnie skrócić (dzięki, Sienkiewicz!) i w ogóle jakoś tak… Doceniłam później – po raz pierwszy, gdy w klasie miałam 3 Anie, 3 Magdy i 2 Gośki – a ja byłam jedna 🙂 Po raz drugi – gdy wyjeżdżając za granicę po prostu się przedstawiam i wszyscy potrafią powtórzyć moje imię, żadne SZ Ż GRZ nie straszy 🙂
A ja właśnie uwielbiałam imię Sabina i jak byłam młodsza, ciągle pytałam rodziców czemu mnie tak nie nazwali i czy mogę sobie je zmienić.
Sama też nie mam zbyt typowego imienia, bo Karina nie pojawiało się zbyt często, gdy ja się rodziłam, a i teraz znam góra trzy Kariny. I też go bardzo nie lubiłam. Irytowały mnie powiedzenia, że to imię jak dla konia czy pytania czy jestem z Rosji, nie mówiąc już o tym, że ciągle przekręcali moje imię. Karolina, Kalina (jedna z babć do dziś tak do mnie mówi), a nawet Katarzyna! Jednak w końcu je polubiłam, bo jest wyjątkowe, oryginalne i gdy ktoś mówi Karina, to jestem pewna, że chodzi o mnie, bo w pobliżu nie ma żadnej innej.:)
Ja swojego imienia w pewnym momencie nie lubiłem. Wszystkiemu winna była… sąsiadka.
Tak. Miała psa, którego nazwała imieniem Filip :/
Ja się powoli zaczęłam spotykać z moimi imienniczkami, ale nie mam żadnej bliższej znajomej o imieniu Klaudyna. 🙂
Ja mam poczciwe Sarah pisane tak bo miało to pogodzic rozne narodowosci moich rodzcow ( imie które podobało sie mamie z pisownią mojego taty) mimo ze imie jak ja to mowie ” pieskie” to i tak je lubie bo spotykam mało takich osob na swojej drodze. z drugiej strony imie mojej siostry jest jedyne takie w Polsce ( tak tak dalej przez 25 lat jej zycia nikt nie nazwał tak swojego dziecka u nas) i mimo, ze nietypowe, ze wszyscy za 1 razem je zle wymawiaja to ona je uwielbia. I mysle, ze jakbymsy mialy na nazwisko kowalsak/nowak itp to by wygladalo to komicznie ale rodzice wybierajac imiona dla dzieci powinni pamietac o tym, ze to jakos ma odzwierciedlac rodzine, pasowac do nazwiska itp bo faktycznie jak widze DŻESKIĘ NOWICKĄ albo inne takie połączenie to dla mnie to padaka 🙂 mysle ze moje jak i mojej siostry imie idealnie komponuje sie z naszym nazwiskiem 🙂
A Twoje imie Klaudyna kojarzy mi się z moją koleżanką która miała na imię Nikoletta i niestety wszyscy z niej robili Nicole 🙂
Generalnie podobno jest zasada: Długie nazwisko, krótkie imię. Długie imię – krótkie nazwisko. W przypadku mojej Klaudyny to się zgadzało – klops pojawił się gdy przyjęła moje nazwisko: Klaudyna Małgorzata Turczyńska – brakuje kratek w polach do wypełniania! 😛
Gorzej jak się chce przejąć nazwisko męża… moje panieńskie było krótkie i dziwne jak moje imię. 😉
Ciekawe. Nie zdawałam sobie sprawy, że można być nazwanym oryginalnie i tęsknić do czegoś pospolitego. W dowodzie mam jedno z najpopularniejszych imion w Polsce. Nigdy go z tego powodu nie lubiłam, nigdy się z nim nie utożsamiałam i dostawałam prawdziwego szału, gdy ktoś w najlepszej wierze je zdrabniał. Za to prawdziwe nazwisko mam dość krótkie, ale takie, które muszę każdej pani w okienku przeliterowywać. A i tak często zostaje zapisane z komicznym (bo za każdym razem innym) błędem. Z ulgą zostawiłam za sobą oba te problemy. Niny Wum nie da się sensownie zdrobnić, a poza tym pasuje ona do mnie jak ulał.
Moje imię wprost doprowadza mnie do szału!
W papierach mam Zuzanna , ale każe mówić Greta
Zuza to ładne imię! 🙂
Mam na imię Anna i nienawidzę gdy mówi się do mnie Ania. To zdrobnienie wręcz napawa mnie obrzydzeniem, a jak ktoś mi mówi,że Ania to tak ładnie to mam ochotę dać mu/jej w zęby. Jak ładnie to się tak cholery sami nazywajcie. Całe życie słyszę oczywiście,że je polubię, a tu uwaga: mam 40(!) lat i nienawidzę go coraz mocniej. Wreszcie w tym roku postanowiłam z tą Anią skończyć, ale ludzie zaczęli jeszcze częściej podkreślać,że tak według nich mam na imię. Bardzo autorce zazdroszczę akceptacji imienia. Ja będę musiała chyba wraz z tożsamością zmienić znajomych. Pozdrawiam 🙂