Debiut gry od serbskiego Ebb Software przypomniał mi debiut ReCore. Gdy po raz pierwszy oglądaliśmy trailer tej ostatniej gry, zobaczyliśmy sympatycznego, mechanicznego zwierzaka i główną bohaterkę. I to tyle. Nie byliśmy powiadomieni ani jaki gatunek gra będzie reprezentować, ani jaka fabuła będzie za nią stała.
W przypadku Scorna sytuacja była identyczna, chociaż stylistka była totalnie inna. Grafika inspirowana twórczością Hansa Rudolfa Gigera mogła odrzucać, ale nikt nie powiedział, że nie była co najmniej intrygująca. Patrząc jednak na premierę, mieliśmy do czynienia z dokładnie tę samą historią: niczego nie wyjaśniający trailer skupiający się głównie na klimacie gry aniżeli na jej treści.
Czym zatem Scorn jest?
Jest to walking sim horror. I w sumie to określenie w całości wypełnia to, czym Scorn jest. Chociaż nie zastraszy nas standardowymi metodami gdzie zza rogu cos wyskoczy przeraźliwie wrzeszcząc to klimat w zupełności sprawi, że poczujemy się przytłoczeni i zagubieni. Trzeba oddać też twórcom, że wykorzystując twórczość wspomnianego Gigera, twórcy w wielu momentach dosłownie odpłynęli i trudno już było mi ocenić, czy to na co patrzę jest jeszcze dziwne, czy już obrzydliwe.
Fabuła i rozgrywka
Czekałem na Scorn od jego pierwszych zapowiedzi. Kreacja świata to było coś, co zachwyciło mnie od pierwszych zapowiedzi. Po jej uruchomieniu zaskoczyło mnie, że gra została spolszczona. Szybko jednak okazało się, że dużo do tłumaczenia nie było bo to co w grze widzimy to w zasadzie cały jej tekst.
Tak, tak. Gracz rozpoczyna zabawę będąc hmmm jak to określić, przyklejonym do podłogi (???). Nasz bohater jest niemy (nie posiada ust) i dosłownie odrywa swe ciało od reszty otoczenia, które wygląda jak wielki organizm. Niedługo po rozpoczęciu zabawy do naszego organizmu wpełza pasożyt i to on zaczyna przejmować coraz większą kontrolę nad naszą postacią, niejako zmuszając nas do kolejnych aktywności.
Gra jest pozbawiona opcji dialogowych oraz muzyki. Cały klimat budowany jest właśnie poprzez bioniczne otoczenie, mroczne i ciche przestrzenie oraz pojedyncze dźwięki. Muzyki również tutaj nie uświadczymy. Myślę, że to ciekawy zabieg bowiem poczucie zagubienia, samotności jest potęgowane właśnie przez takie, a nie inne decyzje twórców.
Eksploracja, zagadki i walka
Patrząc po waszych komentarzach na Facebooku oraz Twitterze od razu widać, że to nie jest tytuł dla każdego. Jedni odbili się od niego niczym od ściany po kilku minutach grania a drudzy „calakują” grę przechodząc ją metodycznie od początku do końca.
Według mnie wynika to właśnie z tego, że gra miała taki marketing, jaki pisałem na początku. Na trailerach widać było elementy shootera podczas gdy Scorn wcale shooterem nie jest. Co więcej, twórcy tak ten aspekt zaprojektowali, by unikać go jak najwięcej (pomijam fakt, że jest on po prostu toporny w swoim działaniu). Od gracza oczekuje się tutaj rozwikłania zagadek i łamigłówek oraz zanurzenia się w ów świecie, by zinterpretować go po swojemu.
Scorn stawia pytanie, czy gra może być sztuką?
Według mnie tak. Piękno w Scornie tkwi w tym, że każdy może odnaleźć tutaj coś innego. Samotność, przytłoczenie, metaforę życia i śmierci czy też pogrążanie się w smutku. Inni odnajdą obrzydliwość a jeszcze inni skupią się na zupełnie innych aspektach.
To dlatego gra wywołuje tyle opinii i emocji. Czy ci, którzy mówią, że jest beznadziejna i jest przerostem formy nad treścią mają rację? Owszem! Czy ci, którzy zgłębiają każdy jej zakamarek i nie potrafią się od niej oderwać mają rację? Oczywiście.
Gra jest śliczna chociaż niewątpliwie bardzo statyczna. Klimatyczna, chociaż brak w niej wielu elementów. Jest głęboka i przemyślana, chociaż nie do każdego ta wizja trafi.
Uważam jednak, że potrzebujemy takich gier. Konsole ich potrzebują. GamePass ich potrzebuje. To świetna platforma na takie produkcje jak ta. Kilka lat temu Scorn przepadłby z kretesem będąc zapomnianym przez świat. Dziś możemy o nim dyskutować, zachwycać się bądź krytykować. I uważam, że to jest piękne.
Dodaj komentarz