Doskonale pamiętam czasy, kiedy jeździłam na wakacje na wieś, do mojej świętej pamięci babci. Moi dziadkowie mieszkali nad jeziorem, blisko końskiej stajni i stodoły, w której szaleliśmy z rodzeństwem ciotecznym na sianie. Skakaliśmy z wielkich, ustawionych po sam dach pryzm. Im wyżej, tym fajniej. Niezbyt to było mądre, a na pewno mało bezpieczne, ale kto by się tam wtedy tym przejmował. Jednym zainteresowanym naszym zajęciem, był starszy pan, w zużytym kaszkiecie w kratkę na głowie, którego ciężkie kroki i świszczący oddech – doskonale słychać było już z daleka. Chyba odpowiadał za doglądanie starego PGR-u i ewidentnie nasze zabawy w tym miejscu, były mu nie na rękę. Już po pierwszym surowym spojrzeniu i naganie od niego – zachowywaliśmy wzmożoną czujność. Drugi raz już nigdy nas nie złapał, bo od tej pory nawet jak krzyczał – udawaliśmy, że wcale nas tam nie ma – skitrani gdzieś pomiędzy belami siana. Później tylko zdejmowaliśmy z siebie dowody „zbrodni”, czyli wszelkie resztki trawy i złotych łanów.
Babcia zasady do wnuków miała raczej proste. Irytowała się, jak siedzieliśmy w domu i jednocześnie uważała – poniekąd słusznie, że dzieci powinny sobie same znaleźć zajęcie. Za jej młodości było to nie do pomyślenia, żeby rodzice organizowali dzieciom czas. Z drugiej strony podsycała nasze dziecięce pomysły historiami ze swojego dzieciństwa, jaką to potrafiła być gospodarną łobuziarą. No brawo, brawo.
W rezultacie z normalniejszych atrakcji chodziłam sama po polach na spacery; obserwując, jak pracują rolnicy i zrywając zioła, z których potem robiłam sielskie bukiety. W wybrane dni tygodnia dziadek budził mnie z samego rana, żeby z nim jechać odebrać mleko prosto od krowy. Przywoziliśmy je w bańce na mleko, którą dzisiaj prędzej kupi się w artykułach do urządzania domu niż w małym AGD. Zresztą samo picie mleka powoli staje się passe. A jeszcze takiego na ciepło od krowy – bleee.
Kolorowe pola wypierane są przez monokultury. Jak masz rodzinę na wsi, to coraz częściej są to ludzie prowadzący agroturystykę, którzy coraz mniej mają wspólnego z rolnikami. A jednak uczciwie powiem, że sama mocno tęsknię za takimi widokami. Kiedy opowiadam córce o wakacjach na dawnej wsi – jakby nie bardzo ma pojęcie, o czym mówię. Chciałabym jej dać namiastkę tego świata, tej dziecięcej beztroski i ciekawości, z którą wieś mi się kojarzy. To znaczy w tej dziecięcej perspektywie, bo rolnicy wcale tak łatwo nie mają.
Farma Alexa to odpowiedź na farmerskie wakacje
Urokliwe, sielskie miejsce powstało na Pomorzu, w miejscowości Charbrowo. Odkryliśmy ją trochę przypadkiem, jadąc w kierunku Łeby. Od razu zwróciła naszą uwagę, wyróżniając się pośród typowych nadmorskich atrakcji, gdzie królują dmuchańce i pseudo wesołe miasteczka, z watą cukrową i lodami z automatu. To było coś innego – tematyczny park rozrywki w wiejskim stylu, wykonany z nowoczesnych, ładnych materiałów. Już z daleka widać było, że to miejsce jest inne – nie polega na tym, że komuś zepsuła się rolnicza maszyna, więc postanowił, że zrobi z tego plac zabaw dla turystów, tylko zaplanował wszystko od zera i systematycznie wdraża swoje pomysły w życie.
Postanowiliśmy odwiedzić to miejsce, już następnego dnia. Na miejscu jest bezpłatny parking, a samo miejsce jest trochę pośrodku niczego. Adresowane jest dla rodzin z dziećmi, ale ze względu na wakacje – mnóstwo tu było właśnie dziadków z wnukami.
Atrakcje na Farmie Alexa
Przy wejściu dostajesz mapkę z rozmieszczonymi atrakcjami, aby łatwiej było ci się odnaleźć w obiekcie. Cała Farma zajmuje 10 hektarów. Spędzisz tu z co najmniej 3 godziny, chociaż jeśli przyjdziesz z mniejszym dzieckiem w wieku około 4-5 lat – podejrzewam, że nawet dłużej. Wszystko zależy od twojego podejścia i charakteru twojego dziecka. Trzeba nastawić się na małe animowanie i rodzinne wyjście.
My byliśmy w tym miejscu z 9-latką, chociaż myślę, że mniej więcej do wieku 7 lat to miejsce jest adresowane (oczywiście z uwzględnieniem wszystkich młodszych dzieci, które już samodzielnie chodzą).
W określonych godzinach na terenie farmy odbywają się krótkie przedstawienia z udziałem maskotki parku – królika Alexa. Są one skierowane do najmłodszych uczestników i polegają na krótkiej gimnastyce, wspólnym śpiewaniu i tańcach.
Zwierzęta
Ciężko o farmę bez zwierząt, więc i na Farmie Alexa znalazły się popularne gospodarskie zwierzęta takie jak krowy, owce, kury, króliki, czy osiołek. Dzieci mogą je nakarmić za opłatą – w kapsułkach jest ukryte pożywienie, którym zwłaszcza kozy nie pogardzą. Nie jest najtańsze, ale rozumiem, że chodzi o to, aby po pierwsze (zarobić hehe) zwierząt nie przekarmiać, a po drugie, żeby do każdego leciały tak samo chętnie.
Jednak ujęło mnie to, że na miejscu nie zabrakło także edukacyjnych treści. W Kaszubskiej Chacie możemy więc „wydoić” krowę (oczywiście sztuczną!), czy rozczesać ogon konia. Przy każdej atrakcji znajduje się instrukcja obsługi, więc przy okazji dziecko może się dowiedzieć, w jaki sposób poprawnie wykonywać zadanie, prawidłowo, tak – jak robi się to „naprawdę”.
Wiejskie Muzeum Alexa
Na terenie Farmy Alexa znalazło się miejsce dla minimuzeum, w którym są eksponaty związane z tematyką rolnictwa z okresu lat od 1940 do 1997 roku. Oczywiście nie zabrakło tablic z ciekawostkami na ich temat, a wszystko to pod patronatem Muzeum Rolnictwa pod Ustką. Do obejrzenia są m.in. traktor TYM, czy pierwszy polski kombajn Vistula. Znalazło się nawet miejsce dla poczciwego Maluszka!
Do tych eksponatów nie można wsiadać, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić sobie obok nich zdjęcie. Dla dzieci bowiem Farma Alexa przygotowała coś znacznie ciekawszego.
Plac zabaw jak na prawdziwego rolnika przystało
O ile wiekowe eksponaty zainteresują prędzej dorosłych niż dzieci, tak placu zabaw przygotowanego przez ten park rozrywki, może pozazdrościć każdy dorosły. Wszystko stylizowane jest na małą farmę, gdzie w środku zjechać można ze zjeżdżalni wprost z kombajnu, usiąść za sterami traktora i schować się w silosie. W końcu bez strachu można chodzić po ogromnych oponach. Są tutaj też zwykłe huśtawki i ogromna piaskownica.
Organizowane są tutaj rekreacyjne przejażdżki w wagonikach ciągniętych przez prawdziwy traktor. Na najmłodszych czekają małe traktorki, w których można śmigać samemu za pomocą pedałów, czy tak jak Flinston – przy pomocy nóg. Można podłączyć sobie przyczepkę, a przy odrobinie chęci można też zdobyć licencję na prawo jazdy.
Gry sportowe i integracyjne
Na farmie nie zabrakło gier sportowych. Najciekawszą jest footgolf, który zasady podobne ma do golfa, ale zamiast małej piłeczki i kija – kopiemy piłką nożną. To świetny pomysł na zabawy między rodzeństwem, czy grupą dzieci. Można także wziąć udział razem z dzieckiem (tak zrobiliśmy). Przeszkody zostały namalowane przez kaszubskiego artystę, oczywiście – w stylu wiejskim. Mijamy więc krówki, osły, świnki, czy gęsi. Zabawa wbrew pozorom nie jest dużo łatwiejsza od zwykłego golfa, ale za to znacznie mocniej wciąga. Jednak ja nie przepadam za golfem, więc nie jestem obiektywna.
Jest też sporo gier podwórkowych, polegających na zręczności, precyzji i refleksie.
Warzywnik i labirynt kukurydzy
Zdecydowanie najlepszą atrakcją skierowaną do starszych gości Farmy Alexa jest labirynt kukurydzy. Ostatnio mają one swoje 5 minut i dobrze, bo coraz częściej są bardzo ciekawie zrobione, że aż przyjemnie się zgubić. Jako że kukurydza rośnie od zera od lipca – trzeba mieć to na uwadze, odwiedzając to miejsce. W Farmie Alexa nie zabrakło także kilku informacji na jej temat i tak dowiadujemy się, że według mitologii Majów – pierwsi ludzie zostali ulepieni przez bogów z… ciasta kukurydzianego. Od razu płatki smakują lepiej!
Prócz kukurydzy, bezkarnie można wejść w pole słoneczników albo w sezonie zobaczyć wyrośnięte dynie. W ciągu roku odbywa się tu kilka imprez tematycznych dotyczących m.in. ziemniaka albo związanych z maskotką parku – królikiem Alexem.
Foto punkty
Na ternie całego parku znajduje się co najmniej kilka punktów, w których można zrobić sobie zabawne selfie. Tu do zdjęć można podejść wedle uznania – bardziej lub mniej formalnie. Do wyboru mamy między innymi… sławojkę. Swoją drogą – warto czytać tabliczki. Ponoć nazwa ta wzięła się od imienia premiera Felicjana Sławoja Składkowskiego, który jako pierwszy zainteresował się higieną na terenach wiejskich. Rozporządzenie prezydenta nakazywało posiadanie takiej toalety na każdej zabudowanej działce, a kontrole przyczyniły się do utrwalenia tej nazwy. Na wyposażeniu sławojki znajdował się haczyk, na którym wisiały gazety. Można było czytać i… korzystać zamiast papieru.
Na uwagę zasługuje też zwyczajna toaleta, która obudowana została skrzynkami po jabłkach.
Punkt gastronomiczny
Na Farmie Alexa znalazło się miejsce na niewielki punkt gastronomiczny z obiadami domowymi, goframi, czy lodami. Można też wziąć własny prowiant i zdecydować się na piknik.
Dla kogo?
Farmę Alexa dobrze zaplanować przy okazji wypoczynku w okolicach Łeby. Koniecznie — jeśli masz dzieci, niekoniecznie — jeżeli są one już wyrośnięte są one już wyrośnięte i mają powyżej dziewięciu lat. Chociaż ja już dawno skończyłam tyle, a bawiłam się całkiem dobrze… To dobre miejsce na ładną pogodę (wszystkie atrakcje znajdują się na zewnątrz). Należy mieć na uwadze, że jeżeli kilka poprzednich dni padało – to może być tu mokro, a zabawa nie będzie komfortowa. Farma Alexa jest otwierana w sezonie letnim. Polecam wszystkim tym, którzy lubią angażować się w zabawę z maluchami i planują spędzić czas na rodzinnym wypoczynku – niekoniecznie na leżaku. Chociaż te też tu są jakby co. 😉
Farma Alexa
ul. Łebska 27, Charbrowo
www.farmalexa.pl
Dodaj komentarz