Rankami z niepokojem obserwowaliśmy niebo, na jego podstawie przepowiadając sobie pogodę na cały dzień. Co jak co, ale w górach i nad morzem pogoda do wypoczynku musi być. Kiedy tylko słońce przebiło się zza chmur – od razu ruszyliśmy na naszych rowerach, wprost do rezerwatu Białej Wody.
Nie tylko pieszo
Swoją drogą – stwierdzam, że rower miejski kompletnie nie nadaje się do ciągłej jazdy pod górę. Mój jest strasznie masywny i o ile na prostych odcinkach wyprzedzałam wszystkich o kilka długości – na pagórkach naprawdę musiałam się namachać, aby w ogóle jechać, a nie iść. Każde z nas miało inny sprzęt i najlepiej pokonywało nam się wszelkie wzniesienia na „łysym góralu” starego typu (jakkolwiek to brzmi). Warto mieć to na uwadze, chcąc zabrać w góry swoje rowery.
Do rezerwatu można również dotrzeć samochodem. Parking znajduje się przy odpustowej kapliczce greckokatolickiej i teoretycznie jest płatny (o czym informuje kartka na ścianie budynku), ale byliśmy tam łącznie 4 razy i nigdy nikogo nie było. Zamiast człowieka, powitał nas sympatyczny kundelek w barwach pienińskich. Oczywiście Lilka od razu chciała go zabrać ze sobą, ale jakoś ją przekonaliśmy, że na tym wygwizdówku będzie mu lepiej.
Warto wstąpić do bacówki
Jadąc dalej, skusiły nas zapachy dobiegające z bacówki. Szczerze mówiąc, spodziewaliśmy się zastać tam „typowy” sklepik made by china, w którym dodatkową atrakcją jest nabycie oscypka. Zamiast tego – zaskoczył nas lekko wczorajszy baca, który od razu uprzedził nas, że sery są tylko „dwa i kuniec”. Był bardzo sympatyczny, rozmawiał z nami gwarą, a jego oscypki wydawały się wykonane z pominięciem przepisów sanepidu. I właśnie takie – prosto od źródła, smakują najlepiej.
Kąpielisko w Białej Wodzie
Najedzeni, wleźliśmy na rowery, docierając do naszego miejsca docelowego. Biała Woda przecina ścieżkę ułożoną z betonowych płyt, a skałki skąpane w potoku tworzą malowniczą scenerię i przyciągają turystów żądnych ochłodzenia. A trzeba przyznać, że woda jest naprawdę lodowata i nie mam zielonego pojęcia, jak moje dziecko wytrzymało tam 2 godziny, bez szczękania zębami.
Złudne pierwsze wrażenie robi potok, który mimo tego, że płytki – był bardzo wartki. Przejście po betonowych płytach bez ślizgania się graniczyło z cudem, także non stop któreś z nas stało w pobliżu dziecka. Być może to wina deszczu, który spadł dzień wcześniej, bo w zeszłym roku mieliśmy wrażenie, że chodzimy po zwykłej kałuży.
Żądni wrażeń, pojechaliśmy na rowerach kawałek dalej. Niestety w pewnym momencie, ścieżkę znowu przecina potok. Grupa wysłała mnie na zwiady jako pierwszą, dzięki czemu mogłam się przekonać, że przez wodę nie da się przejechać bez moczenia trampek. Żeby było śmieszniej, okazało się, że niezbyt dobrze oznakowany szlak prowadził w zupełnie innym kierunku, ale dojrzeliśmy to dopiero po powrocie do naszego hotelu.
Obiad w Karczmie Szlachtowskiej
W ramach rekompensaty poszliśmy do Karczmy Szlachtowskiej stylizowanej na dawną chatę góralską. Bardzo mile zaskoczyły nas regionalne dania o przyzwoitych cenach. Duży plus za kolorowanki, które Lilka dostała zaraz na wejściu, by jakoś zniosła wyczekiwanie na obiad. Na górze znajduje się klubo-kawiarnia z możliwością grania w bilard. Trochę gorzej było z jedzeniem – część dań była naprawdę świetna (wszelkie oscypki), ale pieczony baran i odmiana placka zbójnickiego – nie powaliły nas na kolana. A mojej córce i tak najbardziej przypadł do gustu miejscowy pies (tak, znowu), który bardzo chętnie przynosił jej zaaportowaną wcześniej piłeczkę. To chyba czas najwyższy na zgromadzenie całej masy argumentów na przyszłość, z serii: „dlaczego nie możemy mieć psa”.
Rezerwat Biała Woda
ul. Biała Woda, Jaworki
Polecam wszystkim rodzinom z dziećmi na spędzenie wolnego czasu. Jest tu naprawdę bardzo dużo miejsc do zwiedzania i atrakcji dla dzieci (place zabaw, kolej linowa, wodospad zaskalnik, ścieżki rowerowe, spływ dunajcem itp) – Świetny pomysł na wypoczynek !