Jestem feministą. Serio. Uważam, że rola faceta w domu jest niedoszacowana, a kobiety za często nam odpuszczają. Wielokrotnie już wypowiadałem się, że mężczyźni w związkach i domach robią zbyt mało. Prywatnie drażni mnie to, że mężczyzna „pomaga” a nie ma po prostu pakietu obowiązków, które ma robić. Świat gna do przodu i czy tego chcemy, czy nie – każdy jegomość powinien umieć zająć się dzieckiem, znać wachlarz przynajmniej 5-10 dań, które potrafiłby ugotować w dowolnym momencie, no i oczywiście zająć się mieszkaniem.
Cudów nie ma – sam mam dwie lewe ręce
Dość powiedzieć, że gdy nastawiałem swoje pierwsze w życiu pranie – zalałem wodą całe mieszkanie do tego stopnia, że drewniana klepka w sypialni wstała i wyszła. Nie ogarniam wielu AGD i jestem pełny podziwu, że dziewczynom tak łatwo przychodzi dzielenie prania wedle kolorów.
Lata praktyki jednak robią swoje i straty w mieszkaniu znacząco się zmniejszają, a moje umiejętności rosną. Nie bez znaczenia pozostają tutaj najnowsze zdobycze techniki. Wychodzę z założenia, że czemu mam nie korzystać z dobrodziejstw przyrządów, które ułatwiają pracę, skoro są dostępne i pozwalają osiągnąć ten sam efekt, niższym nakładem wysiłku.
O podziale obowiązków domowych już pisałem. U nas jest jasny i klarowny, przez co nie ma niedomówień, czy przykrych sporów. Do mojej „puli” należy między innymi mycie okien.
Obok czyszczenia kibla, to chyba najbardziej niewdzięczne zadanie
Głównie dlatego, że wymaga dokładności i precyzji. Szorowanie szyb, by stały się krystalicznie czyste – bywa frustrujące. Nawet jeśli jesteśmy zadowoleni z efektu – to wystarczy, by słońce inaczej operowało na szybę, by wyszły brzydkie smugi lub niedomycia.
Efektem tego jest planowanie szorowania okien z dużym wyprzedzeniem i poświęcenie na tę czynność od jednego do dwóch dni. Bo nie wiem jak ty, ale ja dotychczas myłem okna tylko w samo południe, gdy światło operowało właśnie na tyle, że miałem pewność iż nie pozostawiłem żadnych smug. To jednak w ostatnim tygodniu się zmieniło.
Karcher WV5 odmienił moje mycie okien
Sytuacja wyszła trochę z przypadku. Otóż mimo mojego dzielnego szorowania – zawsze z niechęcią się do tego zabierałem. Czyszczenie szyb wiosną bywa jeszcze przyjemne, bo za oknami radośnie ptaszki ćwierkają, słoneczko przygrzewa i ogólnie jest jakoś radośnie na świecie. Mycie jesienią (albo, co gorsza zimą!) jest mniej fajne – za oknem ziąb i trzeba się śpieszyć. Widząc moje starania – małżonka stwierdziła, że trzeba mi ułatwić zadanie i zafundowała tytułową myjkę marki Karcher. Wystarczyło jedno kompletne mycie okien w domu, by stała się moim ulubionym gadżetem.
Zawartość zestawu i sposób użycia
Pudełko zawiera w zasadzie wszystko, co potrzebne do pracy. Spryskiwacz z mocowaniem na pad z mikrofibry, dwa pady z mikrofibry, saszetkę z płynem do mycia, oraz oczywiście samą myjkę wraz z ładowarką. Chociaż myjka wydaje się sporych rozmiarów, jest zaskakująco lekka, a do tego solidnie wykonana. Grube plastiki, tworzywa i gumy nadają pewności. Świetnie leży w ręku i nie miałem obaw o wyślizgnięcie się jej z ręki.
Sama myjka składa się zasadniczo z czterech części: wymiennego akumulatora, korpusu z silnikiem ssącym, pojemnika na brudne płyny i wymiennej ssawki. Ssawki można zmieniać na szeroką – do dużych okien – bądź wąską, gdy interesują nas małe powierzchnie.
Mycie okien odbywa się dwuetapowo. Najpierw spryskiwaczem spryskujemy okna i szorujemy je przymocowaną mikrofibrą, pozbywając się w ten sposób brudu z szyb. Następnie, póki szyba jest wilgotna – włączamy myjkę i dosłownie wsysamy wilgoć, jednocześnie pozostawiając czystą szybę.
Pierwsze mycie? Frustracja
Największą wadą opisywanej myjki jest zdecydowanie próg wejścia. Podczas mycia pierwszego okna byłem dosłownie załamany i chciałem lecieć zwracać sprzęt. Przy każdym przeciągnięciu myjką po szybie pozostawało MASAKRYCZNIE dużo smug. Więcej, niż przy myciu ręcznym!
Okazuje się, że mycie za pomocą Karchera wymaga wprawy i trzeba na nie znaleźć sposób. Przede wszystkim – gumy ssawki powinny być delikatnie wilgotne, by zapewnić jej poślizg po szybie. Ważny jest też kąt użycia – guma powinna przylegać mniej więcej pod kątem prostym.
Gdy zrozumiałem te dwa elementy, to dalej poszło niczym z płatka. Szyby faktycznie lśnią, a czas mycia okien skrócił się do… niecałych 5 minut na okno.
Sprzęt, którego żal mi chować
Z myjki możesz korzystać do wielu powierzchni. Chcesz szybko umyć lustro lub stolik kawowy? Cyk, dwie minutki i gotowe. Sprzątanie łazienki albo kafli w kuchni? Chwila-moment i z głowy. A po całej pracy, zdejmujesz zbiorniczek z brudną wodą, wylewasz do zlewu, przepłukujesz i już. Proste i przyjemne.
Co więcej – mycie oryginalnym preparatem i wyczyszczenie potem powierzchni myjką – daje lepszy, długotrwały efekt niż tradycyjne mycie. Pomijam już fakt, że po ręcznikach papierowych, czy innych sposobach pozostawały mi drobne pyłki na szybkie. Sam płyn sprawia, że np. deszczówka na szybie potem osadza się w zupełnie inny sposób. Lustro w ten sposób w łazience odparowywuje w równomierny sposób, pozostając nadal przejrzyste i czyste.
Może to efekt nowości, może to efekt skuteczności, ale w efekcie szkoda mi chować myjki do szafki. W ciągu tygodnia co chwila zdarzają się sytuacje, gdzie trzeba coś gdzieś przetrzeć i o ile wcześniej albo machnąłem na to ręką (aaa, wyschnie se) albo robiłem to byle jak, tak teraz zajmuje mi to moment, a efekt jest powalający.
Żona zrobiła mi prezent i chodzi szczęśliwa
Nie ma co tu kryć. Wydatek rzędu ~250 zł (zależy od zestawu z wyposażeniem, na jaki się zdecydujesz) nie jest wygórowany. Szczególnie za wygodę i satysfakcję, jaką niesie z wykonanego zadania. Żona więc zachwycona, bo nie musi mnie ganiać do zajęć, a ja zadowolony, bo nie dość, że robię je szybko, to jeszcze dokładnie. Typowa sytuacja win-win!
Dodaj komentarz