W latach dziewięćdziesiątych chyba każdy pod nosem nucił sobie hasło reklamowe: „Gillette, najlepsze dla mężczyzny”. Idę o zakład, że nawet teraz czytając te słowa – zanuciłeś je właśnie w pierwotnej linii melodycznej.
Przez kilkanaście lat faktycznie tak było. Rodzice pokazywali synom jak się golić i czym się golić, a większość chłopaków zaczynała właśnie od tej marki. Sam wychowałem się na Gillette, chociaż akurat w moim przypadku tata nie przekazał mi nauki. Ot, któregoś dnia zorientowałem się, że mam pod nosem włosy i stwierdziłem, że najwyższa pora JAKOŚ wyglądać. Jedyne czym się kierowałem – to informacją od starszego brata, że jak mam się golić to najlepiej Gillette i od razu – przynajmniej dwoma ostrzami. Postanowiłem zaszaleć i szarpnąłem się na porządną Mach3. Przez całe lata nie wyobrażałem sobie korzystania z czegokolwiek innego, aż do PGA w Poznaniu, gdy na stoisku marki dostałem maszynkę Gillette Fusion ProShield.
I tak było aż do teraz, gdy do rąk wpadł mi Braun z serii 8. Wcześniej miałem okazję przetestować na własnej skórze serię 3. Ta jednak, choć bardzo przystępna cenowo (ok. 200 zł) miała tę wadę, że nie zawsze goliła dokładnie. Przed „ósemką” stało więc poważne wyzwanie.
Nienawidzę się golić
To dla mnie jeden z tych przykrych obowiązków i gdyby nie to, że gdy go zaniedbuję wyglądam, jak… no kiepsko wyglądam – to bym go sobie po prostu odpuścił. Golenie tradycyjną maszynką podrażnia moją skórę, do tego jest czasochłonne, a ścięcie dłuższego zarostu niż jednodniowy – jest już prawdziwym wyzwaniem dla zwykłych ostrzy. Do tego „zwykłe maszynki” mają tę wadę, że kończą się akurat wtedy, gdy są najbardziej potrzebne. Wymagają pianki do golenia, a ta z kolei wymaga pędzla. W efekcie golenie jest niczym rytuał, który wymaga masy przygotowania i czasu.
W zestawie Braun Series 8 jest wszystko, co potrzebne do usunięcia zarostu. Oprócz golarki jest tutaj również ładowarka wraz ze specjalnym stojakiem ładującym, pędzelek do czyszczenia głowicy oraz etui do zapakowania sprzętu, gdy chcemy udać się w podróż (coś dla mnie!).
Model, który posiadam jest naprawdę wysokiej klasy
Golarka jest elegancka, a jej elementy są wręcz wzorowo spasowane. Nie ma mowy o żadnych szczelinach, czy krzywiznach. Urządzenie świetnie leży w dłoni, gdyż nie jest ani zbyt wielkie, ani zbyt ciężkie. Gumowe elementy sprawiają, że chwyt jest pewny i nie miałem obaw, że upuszczę golarkę. Nie wiem, na jak długo bateria ma wystarczyć według producenta, ale ja ze swojego egzemplarza korzystam już drugi tydzień i jeszcze nie musiałem podłączać go pod ładowarkę. To naprawdę świetny rezultat, zwłaszcza że nie ma nic gorszego, jeśli rankiem spieszysz się, a tu nic nie działa, przez co wyglądasz jak człowiek pierwotny.
Całość jest wodoszczelna, można myć ją pod bieżącą wodą, a jedyne o czym trzeba pamiętać – to o wymianie ostrza. O tym jednak przypomni nam sama maszynka, w odpowiednim momencie. Jedyne, o co warto dbać to o regularne odkarzanie i czystość ostrzy. Można je myć pod bieżącą wodą, a raz na jakiś czas zanurzyć w płynie dezynfekującym.
A jak golenie?
Jak to mawia moja małżonka na coś, gdy jest zachwycona: Łał! Cud, miód i orzeszki. Golenie nie zajmuje mi teraz dłużej niż trzy minuty i w wielu przypadkach wystarcza mi jedno przeciągnięcie po twarzy. Braun S8 radzi sobie nawet z włosem o długości 0,05 mm dzięki temu, że ostrza pracują z prędkością 30 000 cięć poprzecznych na minutę. Te wartości brzmią, jakbym opisywał co najmniej specyfikację silnika samochodowego, a to przecież cały czas przyrząd do utrzymywania higieny.
Co dla mnie szczególnie ważne – nie ma mowy o podrażnionej skórze. Zapomniałem już, że przy goleniu można się zaciąć albo o tych cholernie piekących policzkach bezpośrednio po zabiegu. Teraz w dowolnym momencie dnia mogę wskoczyć na chwilę do łazienki, by po kilku minutach znów być gładki. W dodatku całkowicie zrezygnowałem z pianki do golenia. Teraz byłby to niepotrzebny wydatek, maszynka doskonale radzi sobie bez niej dzięki funkcji… sonicznej. Trochę jak szczoteczka do zębów. Wprowadza to skórę w mikrowibracje, dzięki czemu golarka płynnie przesuwa się po skórze. Efekt? Zupełnie jak na piance, ale bez niej!
Do tego problem niedokładnego golenia znany z „trójki” tutaj nie występuje. Prócz całej masy funkcji wymienionych wcześniej – golarka ma jeszcze jedna, ogromną zaletę – ruchomą głowicę, która dostosowuje się do ciała. Dzięki temu golenie (szczególnie szyi i dolnej części żuchwy) nie sprawia żadnego problemu. Ostrza idealnie dopasowują się do ciała, goląc równomiernie w każdym miejscu twarzy. Ja mam dość nieregularny zarost i przez to ciągle miałem z tym problemy, szczególnie właśnie na szyi. Teraz w zasadzie zapomniałem o jego istnieniu.
Nie wyobrażam sobie powrotu do maszynek jednorazowych
Właśnie napisałem cały tekst pochwalny na temat golarki! Cóż jednak zrobić, jeśli ktoś pyta, czy warto, ale oczekuje pełnej wypowiedzi: „ale co ona ma TAKIEGO?” Zmiana między tradycyjnym rozwiązaniem a golarką elektryczną jest jak przesiadka z Malucha do Mercedesa. Nawet jeśli ten Maluszek będzie w najbardziej wybajerzonej wersji. Braun mnie zachwycił, pilnuje za mnie stanu baterii odpowiednimi notyfikacjami, a nawet o stopniu zużycia ostrza i sprawia, że nie muszę teraz pamiętać o kupnie czegokolwiek – czy to pianki, czy samych ostrzy. Mniej śmieci, mniej zmartwień i mniej obowiązków.
Trzeba jednak pamiętać, że Mercedes też ma swoją cenę. Braun serii 8 to ceny zaczynające się od około 1100 zł. W mojej opinii jest to jednak całkowicie uzasadniony wydatek. Przede wszystkim, w skali roku mniej więcej połowę tej kwoty przeznaczałem na same jednorazówki, a jeszcze trzeba do tego doliczyć piankę lub żele. Braun Series 8 to też pewność, że to wydatek, który wystarczy na lata.
Nie pamiętam już, kiedy golenie sprawiało mi przyjemność. Teraz trwa tylko chwilę i zawsze wychodzę zadowolony z łazienki. Czy wrócę więc do tradycyjnych maszynek? W przewidywalnej przyszłości z pewnością nie!
Dodaj komentarz