Pierwszy stycznia to taka magiczna data. O poranku każdy jest skacowany świeżo po podsumowaniu starego roku i wstaje z nową energią i motywacją do działania. Ja również! W tym roku było mi o tyle łatwiej, że większość moich postanowień na 2019 rok udało mi się wypełnić, więc czemu miałbym polec w 2020?
Z tą myślą jechałem do Parku Skaryszewskiego
Bieg Noworoczny to taka fajna inicjatywa sama w sobie. To fajny motywator do tego, by nie tylko wyjść z domu (co przecież po wielkiej imprezie samo w sobie jest wyczynem), ale jeszcze jest zachęceniem do aktywności sportowej. Przez całą drogę zastanawiałem się ilu biegaczy, stawi się razem ze mną. Doskonale wiem, jak to jest – postanowienia z północy zwykle działają do poranka, dlatego byłem przygotowany na to, że połowa biegaczy może się zwyczajnie nie pojawić.
Tymczasem na starcie biegu ustawiło się wraz ze mną ponad 400 uczestników! No nie powiem – trochę taki lekki szok, tym bardziej że Warszawa praktycznie była wymarła, mimo iż nasz start zaczynał się punktualnie o godzinie 14. A nawet jak kogoś mijałem – to były to raczej ludzie-duchy albo ludzie-cienie, którzy spacer wykorzystywali bardziej by się pobudzić.
Tymczasem bieg był bardzo przyjemny i cieszę się, że wziąłem w nim udział
Tradycyjnie przed startem odbyła się rozgrzewka, w której trakcie nie brakowało żartów sytuacyjnych… i z nas samych. Prawdziwie brzmiały również słowa trenera prowadzącego rozgrzewkę, że biegacze to muszą być pozytywnie zakręceni ludzie, bo kto normalny w takim mrozie biegałby pierwszego stycznia?
Tak też trochę się czułem – że towarzystwo, w którym się znalazłem to właśnie weseli ludzie, z dystansem do siebie, gdzie co poniektórym chciało się nawet przebrać specjalnie na tę imprezę. Dystans, jaki na nas czekał to takie standardowe, acz minimalne 5 kilometrów co przekładało się na trzy okrążenia wokół parku.
Tym razem bieg nie stanowił dla mnie większego wyzwania. Po moich żyłach od kilku dni krąży adrenalina związana z zadowoleniem, że 2019 rok był wybitnie udanym okresem i jestem pozytywnie nastawiony na kolejne dwanaście miesięcy. Dlatego, gdy wystartowaliśmy – moje myśli krążyły po wyzwaniach, jakie na mnie czekają w nadchodzącym okresie. Zanim się obejrzałem – to dobiegłem do mety, bijąc przy okazji swój rekord życiowy o kolejne 38 sekund. Wspaniałe rozpoczęcie roku!
Na ten bieg miałem wybrać się już rok temu
Wtedy przegapiłem sprzedaż pakietów startowych i gdy się zorientowałem – już ich nie było. W tym roku nie mogłem go sobie odpuścić. To fantastyczny sposób na przywitanie nowego roku. Motywujący, wesoły, a jednocześnie aktywny. Dokładnie tak, jak lubię.
Dodaj komentarz