Będąc gdzieś na wyjeździe, przy wyborze restauracji staramy się zbytnio nie kombinować. Rzadko zdarza się (jak jest w przypadku atrakcji), że po prostu odwiedzamy wszystkie kulinarne miejsca, które wcześniej przygotowaliśmy sobie na mapkach Googla. Zazwyczaj robimy tak, że spontanicznie wybieramy coś na rynku, kierując się trzema zasadami: ma być w miarę klimatycznie; widać, że jest tam jakiś ruch, a w karcie jest coś regionalnego. Jednym słowem – gdy już gdzieś wybraliśmy się na wycieczkę, to po prostu staramy się wybrać coś innego niż pizza, kebaby, burgery, czy frytki z kotletem, które przecież można dostać wszędzie. Szczęściem – w dużej części lokali panuje zwyczaj eksponowania swojej karty z menu przed restauracją, dzięki czemu spodziewamy się, co mniej więcej piszczy w karcie. Dzięki temu możemy spróbować zupełnie innych smaków i poznać polską kuchnię od zupełnie innej strony.
Kiedyś, ktoś mi powiedział, że polska kuchnia to nic ciekawego. Pojedziesz do takich Włoch – to spróbujesz pizzy, różnych chlebków, mnóstwa makaronów, past, sosów, owoców morza. Wszędzie jest co innego. A w Polsce wieje nudą. Nie do końca się z tym zgadzam, zwłaszcza odkąd stosujemy ten system.
W Krakowie wybór restauracji jest ogromny. Naprawdę. Kuchnia europejska, azjatycka, włoska, każda właściwie. Jest też co najmniej kilkanaście, gdzie znajdziesz coś z regionu. Bez problemu znajdziesz tu wolny stolik, gdzie wcale prędzej nie dominuje przykry zapach frytury niż pysznego jedzenia. To w sumie nie wydaje się takie oczywiste, biorąc pod uwagę wykresy z Małopolskiej Organizacji Turystycznej, gdzie w samym 2018 roku było tutaj 13,5 mln ludzi, którzy wydali w mieście aż 6,5 mld złotych. Prędzej czekaliśmy do zobaczenia jakiejś atrakcji niż do wolnego stolika. 😉
Restaurację pod Złotym Karpiem wybraliśmy trochę przewrotnie.
To znaczy tak – spełniała wszystkie warunki, ale hej no karp? Nie wiem jak ty, ale ja za rybami nie przepadam, a karp to kojarzy mi się jedynie z Wigilią. Ale menu było intrygujące. Dobra – tak naprawdę Klaudyna wybrała to miejsce, a ja musiałem się zgodzić.
Akurat w Krakowie było ogromne (ale niespodziewane) oberwanie chmury. Ludzie dosłownie uciekli z Rynku i zniknęli wewnątrz kamienic, postanawiając coś zjeść. Wszystkie stoliki na zewnątrz opustoszały, bo nawet parasole przeciwsłoneczne nie dawały rady i wszystko dosłownie było zalane przez wodę. Na Rynku naszą uwagę przyciągnęło menu Restauracji pod Złotym Karpiem, ale sam lokal był ukryty w patio, za niewyróżniającą się bramą. To znaczy – mieli też stoliki przy Rynku, ale oczywiście ze względu na pogodę – były puste. Jednak po wejściu za bramę okazało się, że lokal Restauracji pod Złotym Karpiem ma jeszcze przeszklone pomieszczenie, przez co masz wrażenie – jakbyś siedział na przestronnym tarasie. To był strzał w dziesiątkę. Mały kameralny przyczółek, w którym można schronić się przed turystami i ulicznym zgiełkiem był świetnym pomysłem po całodziennym przeciskaniu się do kolejnych atrakcji.
Restauracja pod Złotym Karpiem – menu
Byłem ciut poddenerwowany. Miałem raptem godzinę na cały posiłek, bo o godzinie 15 miałem wdrapać się na punkt widokowy, a strasznie nie lubię jeść w pośpiechu i ogólnie mieć wrażenia, że „jeszcze chwila i nie zdążę”. Trochę obawiałem się, że na samo danie będę czekał na tyle długo, że będę musiał stąd wyjść, zanim tak naprawdę mi je podadzą. Na szczęście Klaudyna jest całkowitym moim przeciwieństwem i uspokajając, kazała coś wybrać.
Menu restauracji wygląda tradycyjnie i smakowicie zarazem. To bardzo polska kuchnia, która chwali się tym, że łączy w sobie klasykę krakowskiej kuchni z nowoczesnością. Przy okazji wyjaśniło się czemu akurat karp i to złoty. Otóż wizerunek tej ryby znajduje się na fasadzie kamienicy.
Na początek dostaliśmy czekadełko, czyli róże rodzaje pieczywka domowej roboty z masłem. Dobre bardzo.
Trudno było mi się zdecydować na coś konkretnego, ale będąc w dawnej stolicy Polski o głębokiej historii i korzeniach zdecydowałem się na tradycyjny polski kotlet schabowy z kością, podany na puree ziemniaczanym oraz zasmażaną kapustą. Czy można wykreować bardziej polskie, tradycyjne danie? No chyba nie.
Jak na to, że i puree i kapucha miały mieć postać taką, a nie inną – całe danie wyglądało naprawdę apetycznie. Co najważniejsze – mimo swojej na wskroś tradycyjności – całość była absolutnie obłędna w smaku. Nie lubię, gdy podawany kotlet ma więcej panierki niż mięsa, a tutaj panierka była dosłownie symboliczna. Samo mięso doprawione było dokładnie tak, jak lubię – podkreślało wyrazistość mięsa, a wszystko pachniało tak obłędnie, że narobiłem strasznego smaku mojej żonie. Później przez tydzień gadała tylko o tym, by się wprosić do mojej mamy na domową kapustkę. 😉
Skoro byliśmy już w restauracji o rybnej nazwie, Klaudyna zdecydowała się na Zatorskiego Karpia na maśle. Podawany był z sosem z zielonego jabłka i świeżymi warzywami. Dodatkowo dobrała sobie pieczone ziemniaki. Całość była artystycznie piękna. W smaku ryba ponoć nie przypominała wigilijnego dania. Kompozycja była lekka, orzeźwiająca i smaczna. Klaudyna była oczarowana i stwierdziła, że takiego karpia mogłaby jeść znacznie częściej. Muszę przyznać jej rację – też bym to zjadł. Karp w tym wydaniu wyglądał jak wyjęty z jakiegoś programu kulinarnego.
Profesjonalizm w każdym calu
Obsługa w Restauracji pod Złotym Karpiem była naprawdę profesjonalna, doskonale znająca się na swojej robocie. Kelner znał dania na wylot, potrafił doradzić i ewidentnie zauważył moje zerkanie na zegarek i ogólną nerwowość. Posiłki dostaliśmy tak sprawnie i szybko, mimo iż nawet słowem nie wspomnieliśmy, że się spieszymy. A że miałem jeszcze chwilkę – zdecydowaliśmy się na deser.
Tu już byłem wierny swojemu żołądkowi i – jak to mam w zwyczaju – wybrałem torcik bezowy z kremem mascarpone i kremem czekoladowym. Beza była chrupiąca a krem, mimo iż słodki, to jednocześnie pozostawał faktycznie cały czas kremowy, a nie budyniowaty jak się to czasem zdarza.
Klaudynka wybrała sernik krakowski z wiśniami w syropie i była usatysfakcjonowana. Był delikatny, a kwaśno-słodki sos doskonale się z nim komponował.
Trudno mi nie polecić tego miejsca. Restauracja pod Złotym Karpiem jest pełna klimatu, tradycji i smaku. Dokładnie takiego czegoś oczekiwałem po wizycie w Krakowie.
Restauracja pod Złotym Karpiem
ul. Rynek Główny 10, Pasaż Bielaka, Kraków
www.podzlotymkarpiem.com
Dodaj komentarz