Dawno nie grałem w taktycznego shootera. Skupiałem się raczej na radosnej, lekkiej rozgrywce, jaką były kolejne części FarCry’a lub Call of Duty. Można tam biec przed siebie, nie zwracając uwagi na otoczenie i eliminować kolejnych przeciwników. Nawet na wyższym poziomie trudności, osłony wykorzystywałem tylko po to, by zregenerować siły. The Division 2 jest zatem dla mnie swoistym odświeżeniem. Do tego bardzo dobrym.
To chyba pierwszy raz, gdy sięgam po grę ze względu na kampanię marketingową
Ubisoft prowadząc kampanię reklamową w Polsce, podszedł do niej w fajny, pomysłowy sposób. Ot, do promocji gry zaciągnięty został chociażby Alibaba Król Kebaba – właściciel chyba najsłynniejszego kebaba w Polsce.
Jak gra się w The Division 2? Cóż, jeśli bralibyśmy pod uwagę fabułę – moglibyśmy o grze zapomnieć i się rozejść. Ta jest bowiem płytka, przewidywalna a miejscami (nie boję się użyć tego sformułowania) – po prostu głupia.
W części drugiej trafiamy do Waszyngtonu, który to próbuje przetrwać po wydarzeniach z Czarnego Piątku, od którego zaczęła się wojna. Pandemia się szerzy, atakując kolejne stany. Od tego, jak gracz sobie poradzi – zależy, czy Waszyngton przetrwa, czy przepadnie. Początek gry jest z jednej strony dość sprawnym wprowadzeniem – walczymy bowiem o słynny, ikoniczny Biały Dom – z drugiej zaś strony mamy pierwsze nieporozumienie. Najeźdźcy atakują z moździerza najsłynniejszy budynek w Stanach, a nikt nie ma nawet czołgu, by go bronić?
Takich logicznych dziur niestety kilka jest, co jednak nie przeszkadza w żaden sposób w dobrej zabawie.
Przede wszystkim ogromne brawa należą się twórcom za projekt lokacji. Miasto wygląda bardzo autentycznie. To upadająca Ameryka, która przyciąga wzrok widokiem zdewastowanych budynków, zniszczonych pomników i wielkiego, wizualnego bałaganu. Chociaż dzielnice podzielone są na strefy, do których można wejść mając odpowiedni poziom – są one naprawdę ciekawie zaprojektowane. Potrzeba chowania się za zdezelowanymi samochodami, śmietnikami czy murkami jest tutaj naprawdę odczuwalna. Co więcej, wszystkie te lokacje nie są płaskie. Możemy wykorzystywać schody, windy, balkony, czy inne elementy wpływające na poziom rozgrywki.
Tak po prawdzie, design lokacji jest jednym z najważniejszych motorów napędowych całej gry. Przez większość czasu po prostu gnasz do przodu, by przekonać się – co jeszcze twórcy dla ciebie przygotowali. Szczególnie że wśród takich smaczków odnaleźć możemy jeszcze zmienne warunki pogodowe oraz pory dnia. Graficznie może nie jest to „gra generacji”, bo pod kątem technologicznym widziałem gry ładniejsze, ale jednak całość wygląda naprawdę mega klimatycznie i Szwedzi nie mają powodu do wstydu.
Szalenie spodobały mi się płynne przejścia gry. Spacerujemy sobie między kryjówkami, w których magazynowany jest sprzęt, czy znajdują się handlarze, a wielkimi otwartymi terenami, na których natknąć się możemy na patrole. To wszystko bez żadnych ekranów wczytywania, za co ogromne brawa.
Przeciwnicy w The Division 2
Podoba mi się staranność, z jakimi podeszli twórcy do przeciwników. Oprócz tego, że są oznaczeni odpowiednim kolorem (stąd od razu wiadomo z jak silnym wrogiem mam do czynienia), tak zaskakuje ich inteligencja.
Czasem – jak w życiu – trafimy na totalnych kretynów, przed którymi nawet nie trzeba za specjalnie się chować. Innym zaś razem to oni sprytnie wykorzystują wszystkie osłony i potrafią nas obejść, by w końcu z zaskoczenia zaatakować od tyłu. Równie zaskakujące są ataki typu kamikaze, gdy jestem skupiony na obronie przed grupką wrogów, a dwóch-trzech przeciwników biegnie na wprost na mnie.
Na szczęście gra pozwala na przełączanie się pomiędzy trybem samotnego gracza a graniem w zespole. Wówczas można rozegrać mapy, taktycznie dzieląc się strefami. To strasznie fajna zabawa.
Masa rzeczy do zrobienia
Bogactwo zadań zdumiewa. Mapa dosłownie wypełniona jest zadaniami i punktami, które trzeba zwiedzić, zaliczyć lub coś tam wykonać. Spora część z nich wydaje się, że jest zrobiona na jednym schemacie: idź do bazy, oczyść teren, zbierz, co się da i wróć do bazy. Mimo wszystko zabawa w zasadzie się nie nudzi. Tutaj strzelanie daje ogromną frajdę i satysfakcję. Chowanie się za zasłonami, różnorodny typ przeciwników, czy bardzo ładnie wykonane scenki przerywnikowe albo eventy – sprawiają, że grę chce się cały czas smakować, próbować i zwyczajnie do niej wracać. Świat w niej przedstawiony jest przekonujący, pełen detali. Muzycznie i dźwiękowo również jak najbardziej jest ok.
The Division 2 to bardzo solidna produkcja, która wystarcza na długie godziny. Gram w nią z przyjemnością i zapewne jeszcze przez najbliższe tygodnie będę do niej wracał. Ty też musisz.
Dodaj komentarz