Mało jest marek, które są prawdziwie międzypokoleniowe i które tak dobrze łączą zarówno rodziców, jak i dzieci. Gdyby ktoś obudził mnie w środku nocy i miałbym wtedy powiedzieć coś inteligentnego – wymieniłbym z marszu trzy: Lego, Barbie i Disney. Klocki i nieśmiertelnie chude lalki, na których wyrosły całe pokolenia, nie dały się zdmuchnąć historii. Co więcej – całkiem nieźle zaadaptowały się do wymagań współczesnych dzieciaków, zgrabnie łącząc rodzicielski sentyment z nowoczesnym formatem.
Disney miał trudniejsze zadanie. Z pozoru
Bajki mają to do siebie, że szalenie szybko się starzeją. Trudno dziś spotkać jakiekolwiek dziecko oglądające Czarodziejkę Sally, Czarodziejkę z Księżyca, czy choćby Misia Koralgola. Animacje starzeją się nie tylko wizualnie, ale też dźwiękowo i fabularnie, przez co ich atrakcyjność w oczach małych odbiorców spada. Nie raz jednak przekonałem się, że jeśli historia jest naprawdę dobra, to wystarczy ją odświeżyć (patrz – Król Lew, Piękna i Bestia, czy Toy Story) i film bez problemu zyska nowych, oddanych fanów.
Kiedy sam byłem dzieciakiem – z utęsknieniem czekałem na sobotnie poranki, aby obejrzeć hity Disneya w linearnej telewizji. Mam wrażenie, że duża część dzieciństwa kręciła się wokół zdania: „odsuń się od telewizora”, na którym w kółko za pomocą wideo odtwarzałem to, co właśnie nagrałem. Nie wypadało nie znać piosenek, które śpiewali bohaterowie. Uczyłem się ich na pamięć. W szkole wymieniałem się karteczkami, w McDonaldzie kupowałem Happy Meal z figurkami, które ich przedstawiały, bo jeśli ktoś miał unikalny gadżet, albo choćby T-shirt z takim Królem Lwem to czuł się tak, jak pewnie czuje się 50 Cent obwieszony złotymi łańcuchami.
I chociaż czasem czuję się nieco stary (np. kiedy wczoraj odkryłem, że mała 4-letnia córka Eminema skończyła ponad 20 lat), to czuję się cudownie, kiedy mogę zabierać swoją córkę do kina na nowe hity i bawić się równie dobrze, jak ona. Disney w ciągu kilkunastu lat wyprodukował dziesiątki (jeśli nie setki) filmów i chociaż gwiazda niektórych z nich nieco przygasła (Kaczor Donald!), tak na ich miejsce pojawiła się cała masa nowych bohaterów. Najstarsze animacje cały czas cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Król Lew ponoć cały czas wykręca niezłe dochody podobnie jak Aladyn, Arielka, czy inni bohaterowie Walta Disneya. Nic dziwnego – historie w nich zawarte są szalenie uniwersalne dla każdego pokolenia.
Doskonale to było widać na Disney on Ice
Na Disney On Ice planowałem się wybrać od jakiś trzech lat. Prawie za każdym razem bilety rozchodziły się jak świeże bułeczki, a mi o wydarzeniu przypominało się pod koniec grudnia, kiedy twórcy zawijali się do domu. Tym razem bilety zaklepaliśmy już na listopad. I choć to pora mało zimowa, i może jeszcze nieco za wcześnie na świąteczne klimaty – szybko okazało się, że jednak nie. 😉
Wyobraź sobie wielkie show, ze wspaniałą scenografią i efektami rodem z najlepszych teatrów. Na scenie po kolei pokazują się kolejne postaci z największych hitów amerykańskiej wytwórni firmowej. Co roku można trafić na co innego, a nawet jeśli postaci się powtarzają – to są odegrane inne scenki. Na scenie pojawia się m.in. Myszka Miki, Dorie znana z filmu Gdzie jest Dory, postaci z Toy Story, Król Lew, Roszpunka z Zaplątanych, no i oczywiście królowa tylko jedna, czyli Elza.
Aktorzy wypowiadają dubbingowane na polski język kwestie, wyjęte wprost z filmów. Wszystko to ujęte jest w zgrabną historię, a pod dachem nie brakuje sypiącego śniegu, czy unoszących się lampionów. Na wielkiej tafli lodu tancerze wirują na łyżwach, prezentując piękny pokaz akrobatyczno-taneczny w idealnej synchronizacji, od którego ciężko oderwać wzrok. Niektóre gesty znane fanom z filmów Disneya, były tak dobrze odegrane na scenie, że sam miałem wrażenie, że gapię się na prawdziwą Elzę. Lilka podczas przedstawienia powiedziała:
-Tata, a to są ci sami ludzie, co podkładają, pod te bajki głosy?
Disney On Ice to taki wycinek bajek Disneya w wersji aktorskiej
To, co mi się bardzo spodobało to fakt, że dzieciaki mają tutaj czuć się jak na doskonałej imprezie. Gospodarze całego programu (a więc myszka Mickey i Mini oraz Donald i Goofy) zachęcają, by dzieciaki przy swoich krzesełkach tańczyły, śpiewały, czy włączały się do wspólnej zabawy. To wszystko sprawia, że świat Disneya nigdy wcześniej nie był tak blisko. Dosłownie na wyciągnięcie dłoni.
Całe show trwa dwie godziny z dziesięciominutową przerwą w środku. Nie ma jednak co się obawiać długości – patrząc na naszą Lilkę czy inne dzieci siedzące dookoła, które dosłownie nie mogły oderwać oczu od lodowiska – i ten czas wydał się zbyt krótki.
Disney On Ice – co warto wiedzieć?
Na przedstawienie należy się stawić co najmniej 15 minut wcześniej. To impreza masowa i w związku z tym każdego gościa czeka krótka kontrola torebek, sprawdzenie biletów itd.; co trochę trwa. Na Torwarze miało być około 18 stopni, ale wydawało mi się, że było nieco cieplej. Nie kupowaliśmy biletów przy samym lodowisku – wybraliśmy tańsze bilety, skąd doskonale widać było całe przedstawienie. Przed wejściem na salę (i na sali zresztą też) twoje dzieci będą atakowane kolorowymi kubeczkami, popcornami, latającymi talerzami (których krótki pokaz zaprezentowany jest na scenie), czy innym badziewiem, które zdaje się krzyczeć: „kup mnie, kup mnie”. Musisz mieć w pogotowiu duży zapas gotówki. Popcorn to koszt ok. 25-30 zł, a plastikowy kubek z mrożonym sokiem to ok. 45 zł. Jeśli nie planujesz nic kupić, to dobrze mieć jakąś przekąskę w zapasie, bo ekspedienci chodzą także między rzędami.
Chyba z początku tekstu jasno wynika, że Disney On Ice jest super, a jedyne pytanie to kiedy iść. 😉 To jedno z najważniejszych dziecięcych wydarzeń na jesieni. W mojej ocenie każdy dorosły, który ma swoje (albo ma od kogo pożyczyć) co najmniej 2-letnie dziecko – powinien na to przedstawienie raz pójść. Co roku grane jest m.in. w Warszawie, Łodzi, czy Krakowie. Po dwóch godzinach tam spędzonych nie mam wątpliwości, za co kochamy Disneya. Za wspaniałe ponadczasowe piosenki, wielowymiarowych uniwersalnych bohaterów (z którymi utożsamić się może człowiek w każdym wieku) i za te kultowe historie, które są nam pokazywane. Na Disney On Ice warto iść, nawet jeśli nie oglądałeś którejkolwiek z bajek Disneya. Będziesz się doskonale bawić, a kto wie? Może po wyjściu poczujesz potrzebę uzupełnić filmografię?
Disney On Ice
Wydarzenie Disney On Ice jest cyklicznym wydarzeniem organizowanym na przełomie listopada i grudnia. Bilety do nabycia na stronie.
www.disneyonice.pl
Dodaj komentarz