Podobno mając trzydzieści lat, wypadałoby zachowywać się odpowiednio. No wiesz, powaga, poker face i odpowiednia postawa. Co jednak zrobić, kiedy trafiasz w takie miejsca, które wywołują u ciebie ogromny uśmiech już od progu? Wtedy kompletnie nie możesz być poważny, bo gęba ci się śmieje, a ty czujesz się jak berbeć i masz ochotę skakać pod sam sufit.
W Gliwicach jesteśmy dopiero trzeci dzień i jeśli zastanawiasz się, czy warto przyjechać w te okolice, to od razu mówię, że tak! Na pewno w ciagu kilku dni zaspamujemy cię wpisami o Śląsku, a potem grzecznie wrócimy na Mazowsze. Dziś chciałabym przedstawić ci dwa miejsca, w których się zakochałam i na pewno zakocha się tu także niejeden amator świata miniatur. Jesteś ciekawy?
Miniatury Gliwice
Kolejkowo
ul. Pszczyńska 315, Gliwice (CH Europa Centralna)
www.kolejkowo.pl
Pamiętacie mój wpis o Makieta City na Stadionie Narodowym? Niestety miejsce zostało zamknięte, a ja długo szukałam czegoś, co by było równie dobre. Kiedy dowiedziałam się, że w Gliwicach znajduje się „Kolejkowo” z makietami i miniaturowymi elementami – koniecznie musiałam to zobaczyć! Nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, bo atrakcja znajdowała się w centrum handlowym, a to przeważnie oznacza małe wystawy, tłum ludzi i zaporowe ceny. Kompletnie niepotrzebnie zaprzątałam sobie tym głowę, bo szybko okazało się, że Kolejkowo to ogromna hala z setkami eksponatów.
W pomieszczeniu kłębiło się sporo rodzin z dziećmi, ale spokojnie odnajdą się tu sami dorośli. Ja, przy dość napiętym grafiku spędziłam tu ponad godzinę i z chęcią zostałabym drugie tyle! Wyobraźcie sobie, co chcielibyście zobaczyć w wersji miniaturowej i to właśnie tu będzie. Dziki Zachód? Dinozaury? Samoloty? Mini Gliwice? Wszystko tu jest! A najlepsze w tym wszystkim jest to, że ile razy nie spojrzysz na jakieś elementy, to ciągle dostrzeżesz coś nowego. Na ławce pod sklepem siedzą żule, gdzieś w bocznej alejce łapią jakiegoś przestępcę, po drodze snuje się dorożka, na rynku jest sprzedawca balonów, są bilbordy, gdzieś zawalił się budynek, ktoś namalował graffiti…
Świetnym pomysłem obok licznych ciuchci, było puszczenie drogami miniaturowych aut. Po drogach normalnie zasuwają wozy policyjne, tramwaje, a nawet można zobaczyć płynący (!) statek! Kolejki to bardzo mały procent wystawy, na której wieeeele się dzieje. Cos fantastycznego. Kolejkowo mnie oczarowało i nie mogłam się napatrzeć na szczegółowość detali. To jednak nie wszystko! W Kolejkowie dzień trwa 9 minut, ale jest tu też… noc. Ta trwa krócej, bo około 4 minut, ale podczas tego palą się latarnie, a w oknach pojawiają się sylwetki postaci. Do tego dochodzą liczne dźwięki rozmów, bicia dzwonów w kościele itd.
Jestem strasznie zadowolona z odwiedzenia tego miejsca – to 900 m2 wystawy, 235 budowli (w tym bardzo wiele ze Śląska) i nieskończona ilość radości. 🙂 Animatorzy zabawiają maluchy, dając im do odnalezienia różne postaci, czy zwierzęta i mimo że nie można tu niczego dotknąć, doskonale się bawisz.
Restauracja PKP – Pyszne Kurcze Pyszne
ul. Jasnogórska 14a, Gliwice
Restauracja PKP na Facebooku
Od razu po odwiedzeniu Kolejkowa polecam wybranie się do drugiego fantastycznego punktu na mapie Gliwic – restauracji PKP. Rozwinięcie skrótu brzmi: Pyszne Kurcze Pyszne. Nazwa może trochę mylić, bo tak naprawdę w menu jest nie tylko kurczak, ale to i lepiej.
Jeśli lubisz przesiadywanie na ogródku – tu nie wypada. W środku bowiem czeka na ciebie ogromna kolejka snująca się przez całą restaurację. Tory ciągną się pod ścianami, czasem przecinając je – tworząc tunele. Nie mogłam powstrzymać się przed fotografowaniem tego wszystkiego. W takim oryginalnym miejscu dawno nie jadłam!
Tutaj także nie brakuje ludzików czekających na „swój” pociąg. Owszem, nie ma tu tak wiele scen, jak w Kolejkowie – ale hej! To przecież restauracja! I to nie byle jaka restauracja. Kiedy bowiem zamówisz tu napoje, dostarczy je… kolejka. Żebyście widzieli, jak troje dorosłych ludzi jara się na widok pociągu ze szklaneczkami. 🙂 Wszystko jest pięknie zintegrowane z systemem „maszynisty” przy barze.
Jedzenie dostarcza już obsługa, ale jeśli przyjdziesz tu z maluchami – to musisz zamówić picie co najmniej dwa razy.
Pyszne Kurcze Pyszne – jedzenie
Ponieważ to restauracja nie wypada nie wspomnieć o jedzeniu. Jest naprawdę dobre! Zamówiliśmy sobie piwo Raciborskie, a ponieważ byliśmy z naszym kolegą Adrianem – u którego się zatrzymaliśmy – dziś zaprezentuję wam nieco więcej propozycji z karty.
Na pierwszy ogień zamówiliśmy zupę. Kiedyś rzadko zwracaliśmy się ku niej, ale ostatnio coraz częściej jest to nasz numer jeden. Ja wzięłam zupę „Bocznica”. Jest to krem z boczniaków, podawany z grzankami. Bardzo spodobało mi się, że w karcie próżno szukać „normalnych” nazw. Są za to różne twory językowe krążące wokół PKP. Wystrój restauracji też jest dość prosty i ma się wrażenie, jakby się siedziało w poczekalni na peronie.
Sama zupka była bardzo sycąca i intensywna w smaku.
Filip zamówił Biały pociąg, czyli zupę krem z pora i pieczonego ziemniaka z palonym słonecznikiem. Piękny żółty kolor znakomicie konkurował o smak z prażonym słonecznikiem. Jedzenie jest ładnie podane i równie dobrze smakuje.
Adrian zamówił Górską kolejkę. Górska, czyli klimaty oscypka, boczniaki i placki ziemniaczane. Mówił, że mu smakuje, a jak Adrian tak mówi, to musi być prawda.
Minusem restauracji PKP jest windowanie rachunku wszelkimi dodatkami. Jeśli zamawiasz danie, musisz doliczyć frytki i surówki. Cena „zielonego” waha się w graniach 5 zł, więc nie jest źle, a porcje są spore. My zamówiliśmy sałatki osobno, ale spokojnie jedna taka porcja zestawu surówek i sałatek starczyłaby na dwie osoby. Nie przejedliśmy tego.
Na drugie danie Filip wziął Wagon z kurkami. Kurki chodziły za nami już od dawna. W Pyszne Kurcze Pyszne są serwowane w postaci sosu, w towarzystwie szparagów, suszonego pomidora i polędwiczek drobiowych. Kurczak był mięciutki, niewysuszony i nierozgotowany. Z porcją surówek, po zjedzonej zupie – Filip stwierdził, że do wieczora nic nie je. Co prawda skłamał, ale to Filip, on jest głodny, nawet jak nie jest.
Na moim talerzu wylądował łosoś konduktorski. To łosoś z sosem śmietanowym i cebulkami. Bardzo lubię rybę, a ta rozpływała się w ustach, skórka była chrupiąca i byłam naprawdę zadowolona z wyboru.
Za zupę z drugim daniem, dla dwóch osób i dodatkami zapłaciliśmy około 90 zł. Nie jest to duża suma, biorąc pod uwagę wrażenia z obserwowania kolejki i smak dań.
Pociąg do Śląska
Co tu ukrywać. Pierwsze dni na Śląsku i jestem w pełni kupiona. Oba miejsca są wspaniałym przykładem tego, jak można połączyć miejsce przyjazne różnym grupom wiekowym. Do obydwu atrakcji szłam – nie do końca wierząc, że mogę się dobrze bawić. Z obydwu wyszłam z satysfakcją, że warto było tyle jechać na drugi koniec Polski. 😉 Jeśli myślisz, że Śląsk to tylko kopalnie – zajrzyj tu koniecznie. Po wizycie w tych miejscach ma się dosłownie pociąg do Gliwic!
Dodaj komentarz