Był też sympatyczny prowadzący. Do tego Robert Sowa, towarzyszyła im Ewa Wachowicz, z wymagającym szefem Modestem Amaro na czele i zawsze uśmiechniętym Maciejem Nowakiem. My zaś mieliśmy przyjemność gościć bezpośrednio w studiu nagraniowym i obserwować to wszystko od środka.
Inaczej niż w srebrnym ekranie, na żywo wszystko wydaje się zupełnie inne.
Jako bezpośredni widz, masz szerszą perspektywę i możesz obserwować wydarzenia nie tylko z jednej kamery, ale skupić się na zupełnie innych elementach. Siedząc na krześle, nagle operator kamery wspina się pod sam dach studia na jakiejś łańcuchowej drabince, a animator rozgrzewający publiczność cierpliwie tłumaczy każdy niuans wejścia na żywo.
Reżyserki biegające między kolejnymi rzędami publiczności, zbierające kartki z nazwiskami z krzeseł, bo te kiepsko wyglądają w kamerze czy też makijażystki poprawiające „noski” uczestników, którzy odpadli w poprzednich edycjach. Bo akurat będzie na nich kilkusekundowe ujęcie. Po ekipie widać zmęczenie, ale wszyscy są dla ciebie bardzo mili, chociaż wiesz, że jesteś tu totalnie nikim, to nie dają ci tego odczuć.
Potem gdy płynnie przechodzimy z nagranego wcześniej odcinka – do wejścia na żywo, widzisz już tylko, jak sala wypełnia się dymem dla lepszego efektu światła. Na kamerach co rusz zapala się, to gaśnie czerwona lampka – oznajmiająca ich pracę. Gdy w końcu pada werdykt, zza kotar na scenie wyłaniają się dwie, średnioatrakcyjne tuby, z których wylatuje ogromna ilość konfetti. A pracownicy dookoła wzdychają – mówiąc pod nosem, że ciekawe kto to teraz będzie sprzątał.
Zdecydowanie oglądanie programu ze studia telewizyjnego jest zupełnie innym doznaniem niż przed telewizorem.
W domu widz dostaje idealnie dopracowany materiał, z fantastycznie dobraną muzyczką, bez skazy, czy niepotrzebnej akcji na ekranie. W studiu widzisz wiele rzeczy, sytuacji czy wydarzeń, które potrafią skutecznie odciągnąć cię od tego najważniejszego – sceny. Na żywo oglądasz pracę kilkudziesięciu osób, które zadbają o każdy detal, by przedstawienie było idealnie wyreżyserowane. Wygląda jak prowizorka, ale są gdzieś w tym wszystkim emocje, bo i rodziny na widowni faktycznie kibicują, chociaż w tv podciągnięte jest to do takiej skali, że później zastanawiasz się, czy naprawdę widziałeś to, co widziałeś. To ciekawe przeżycie być częścią tego wszystkiego, chociaż koniec końców, chyba wolę obejrzeć następny sezon na swojej kanapie.
Serdecznie gratuluję pani Sylwii zwycięstwa. Pokazała fantastyczną kuchnię, którą z przyjemnością jadłbym każdego dnia. A przynajmniej poszedłbym do jej restauracji. I trzymam kciuki za jej męża, który po zgaśnięciu kamer biegał po scenie – poszukując jej, a był pocieszany przez kolegę słowami: „Stary, przyzwyczaj się. Twoja żona jest teraz sławna, pewnie udziela teraz gdzieś wywiadu!”.
Dodaj komentarz