Paradoks? Niekoniecznie. Lubię ładne przedmioty, które są jednocześnie praktyczne. Nie lubię zagracać swojej małej domowej przestrzeni, nie przepadam za kurzołapkami, chyba że można je w jakiś sposób wykorzystać w życiu codziennym. Jednocześnie jestem tym okropnym klientem, który chodzi po sklepach, towar musi wymacać, zachwycając się jakie wszystko jest piękne i nic nie kupuje, bo nie pasuje mu to do minimalistycznie wykończonego mieszkania. Z tego miejsca przepraszam wszystkich sprzedawców! Walczę z tym, ale nic nie mogę poradzić na to, że wybierając na kolejny zeszyt do notowania – przez pół godziny stoję w sklepie, zastanawiając się nad okładką, która ma bardziej motywujący wzorek.
Notatnik to dla mnie bardzo ważna rzecz, z której korzystam praktycznie cały czas.
Podróżując czy organizując nasze codzienne życie, dosłownie nie mogę obejść się od gryzmolenia – mam manię zapisania całych stosów kartek i notowania w zeszytach. Zapisywanie na papierze to dobry i szybki sposób na gromadzenie pomysłów, planów, czy uwag, które szybko ulatują mi z głowy. Zdecydowanie bardziej preferuję tę formę archiwizowania danych niż sposób Filipa, który z kolei wszystko notuje na telefonie i w tej swojej chmurze. Ja w tych wirtualnych notatkach kompletnie nie umiem się odnaleźć. Muszę mieć zeszyt i już.
O ile kartki porozwieszane mam na swojej tablicy korkowej oraz poprzypinane do lodówki tak notatnik zawsze musi być „tym ładniejszym”. Nie wiem, czy wy tak mieliście, ale ja w szkole uwielbiałam mieć zeszyty z inspirującą, zachęcającą okładką. Te zawsze były prowadzone przeze mnie znacznie staranniej niż zwykłe, jednolite nijakie bruliony. Ten głupi nawyk pozostał mi do dziś. Gdy zauważam, że notes niczym się nie wyróżnia, zupełnie ucieka mi ochota, by cokolwiek w nim notować.
Jakiś czas temu kupiłam sobie cudnie wyglądający Brudnopis Warszawski.
Napaliłam się na niego już jakiś czas temu, bo strasznie cieszą mnie ciekawe polskie, albo warszawskie motywy. I tak w domu korzystamy z otwieracza w kształcie Pałacu Kultury, gramy w memo z wizerunkami zabytków Pragi Północ, a kuchnię mamy w cudownych plakatach od polskich twórców. Brudnopis Warszawski to zeszyt zaprojektowany przez Warsaw Slow Design, czyli studio, które ma świetne wyczucie i przedstawia Warszawę na swoich gadżetach w atrakcyjny sposób. Strasznie chciałam mieć Brudnopis Warszawski i kiedy go sobie w końcu kupiłam – spędził ponad miesiąc na półce, bo…
Jest tak ładny, że szkoda mi po nim było pisać.
Brudnopis Warszawski to 185 stron zdjęć Warszawy połączonych w małą książeczkę. Niektóre z kadrów rozpoznasz od razu, a inne detale są dla mnie zagadką. Opisy zdjęć zarówno w wersji polskiej, jak i angielskiej znajdują się jednak na końcu – więc dla ciekawskich jest wyjaśnienie. Niezależnie od tego, którą stronę otworzysz – każda ma tę samą wadę – żal po niej pisać!
Kiedy w końcu nie mogłam już ścierpieć walających się wszędzie tabunów karteczek – okazało się, że pisanie po nim jest bardzo wygodne. Kartki są na tyle grube, że nic nie przebija na drugą stronę, a sam Brudnopis jest wielkości zwykłego zeszytu, więc bez problemu mieści się do torebki. Najwygodniej notuje się wokół budowli, na niebie, albo na „ścianach”, przez co szybko nabiera indywidualnego i niepowtarzalnego charakteru. Brudnopis Warszawski jest świetnym pomysłem na prezent dla miłośników architektury lub jako pamiątka z Warszawy. Sama zabieram go praktycznie wszędzie. Wydawałoby się, że to nic wielkiego – ot, zeszyt, ale trzeba przyznać, że wyjmując go w towarzystwie – zawsze wzbudza powszechne zainteresowanie. Teraz muszę do niego znaleźć tylko równie designerski długopis. 😉
Dodaj komentarz