Będę szczery. To nie jest film dla każdego, co zresztą widać po innych recenzjach filmu w sieci. Zresztą, na pewno macie także wśród swojego najbliższego kręgu ludzi – osoby, które już go oglądały. O tym, jak bardzo dzieli ten film, niech będzie przykładem moja dyskusja z Klaudyną, która zakończyła się wielką awanturą.
Zgodzę się ze wszystkimi zarzutami, jakie padają pod adresem tego obrazu.
Nielogiczności jest cała masa, historia budowana wokół głównego bohatera jest naciągana i brak tutaj tak naprawdę jakiejkolwiek spójności. Jak inaczej wytłumaczyć wizję świata wykreowanego przez Christophera Nolana, w którym ludzkość mierzy się z głodem wskutek wyniszczenia planety, a jednocześnie ludzie są tak inteligentni, że bez problemu hackują rządowe drony. Nikt nie wpadł na pomysł żywności modyfikowanej genetycznie?
Podobnie sama historia głównego bohatera – wskutek zbiegu różnych okoliczności trafiają na supertajną bazę wojskową znajdującą się niedaleko ich domu, w której odkrywają gotową rakietę do startu. I tylko Cooper może go pilotować. Porzuca zatem swoje dzieci bez większego wytłumaczenia, wsiada za ster maszyny ostatniej szansy i rusza w kosmos w celu ratowania ludzkości. Bez przeszkolenia, bez planu B. A przynajmniej wychodzi na to, że rząd budując ogromną rakietę, nie planował żadnego pilota.
Przyznaję również, że dobór aktora znanego głównie z kreacji komediowych (dla mnie na zawsze pozostanie Connorem z filmu Duchy Moich Byłych) nie był może najlepszy. Mógłby także odpuścić już Michaelowi Cainowi, który występuje chyba we wszystkich filmach wspomnianego reżysera.
Takich logicznych dziur w filmie jest cała seria. Nie dziwiło mnie zatem, że Klaudyna – wstała od telewizora po godzinie – twierdząc, że większego syfu dawno nie oglądała. Ja jednak dałem szansę i dzielnie wysiedziałem blisko 3 godziny aż do napisów końcowych.
Uważam, że to film genialny. Nie znajdziecie drugiego takiego.
Im dłużej się zastanawiałem nad oceną tej produkcji, tym bardziej się utwierdzałem w przekonaniu co do jego wyjątkowości. Czemu zatem porównanie „Interstellar” do „Grawitacji: jest krzywdzące? Bo to dwa zupełnie różne filmy. Grawitacja przede wszystkim miała wzbudzić w nas grozę przed kosmosem. Pokazać kruchość ludzkiego życia wobec ogromu wszechświata. W tle była osobista tragedia Ryan Stone, ale to był przede wszystkim pokaz grafiki komputerowej i efektów specjalnych. I to się faktycznie udało.
Interstellar zaś ma do przekazania nam coś innego. Tutaj efekty specjalne nie robią większego wrażenia (doprawdy, dziwię się przyznanemu Oskarowi za nie), a i wspomniane tło fabularne nie ma większego znaczenia. Najważniejsza tutaj jest tragedia rodzica, który porzuca swoje dzieci, by je ratować. Nie będąc rodzicem, zapewne potraktowałbym ten film jak inni – zbeształ go i szybko o nim zapomniał.
Jednak reżyser genialnie wręcz manewruje nauką oraz science fiction, by pokazać kilka arcyciekawych problemów:
Walka z czasem
Bohaterowie są świadomi, iż na skutek zmian grawitacyjnych i przestrzennych czas płynie dla nich wolniej niż dla ludzi na Ziemi. Zatem godzina na obcej planecie odpowiada 7 ziemskim latom. Przerażenie i świadomość konsekwencji tego faktu u Coopera zostało rozegrane mistrzowsko. Jego załamanie, gdy odkrywa, że jego dzieci są już starsze od niego – wprawiło mnie w prawdziwe osłupienie i szczerze mu współczułem.
Tragedie rodzinne
Równie dobrze to może być część poprzedniego punktu. Zatem Cooper obserwuje, jak jego dzieci dorastają, robią się starsze od niego. Dowiaduje się o śmierci ojca i przy tym wszystkim… nie może im wysłać zwrotnej wiadomości. Jego syn i córka nawet nie wiedzą, czy on żyje. Co się z nim dzieje. Dla niego minęło raptem kilka tygodni a dla nich całe lata. Taka świadomość musi być przytłaczająca.
Tradycyjne wybory
Ratowanie ludzkości, czy bycie z dziećmi. O to miałem z Klaudyną największą sprzeczkę. Ja wam powiem, że gdybym był na miejscu głównego bohatera… zrobiłbym to samo. Cooper miał nie łatwy wybór – pozostać na Ziemi i mieć świadomość, że pokolenie córki jest ostatnim, które będzie żyło na świecie, jeśli do tego czasu nie umrze z głodu – lub desperacka próba ratowania jej i ludzkości. Owszem, brzmi banalnie, ale… czy ty będąc rodzicem, nie postąpiłabyś podobnie? Czy instynkt rodzicielski nie nakazuje nam ratować potomstwa za wszelką cenę?
Wyzwanie, przed jakim staje główny bohater – przypomina trochę rosyjską ruletkę, ale gra jest warta świeczki – uratowanie dzieci od nieuchronnej śmierci. Jak inaczej spojrzeć swojej córce w twarz i powiedzieć, że umrze, bo nie podjęliśmy próby? Kto ośmieliłby się na taki krok? Owszem, możemy się spierać, że obraz jest pełen nielogiczności, dziur czy też niepotrzebnych scen wprowadzających pewien chaos. Pod tym względem zgoda – to nie jest najlepszy film.
Jeśli szukacie historii o prawdziwej, rodzicielskiej miłości, która jest gotowa do najwyższych poświęceń i pokazująca niezłomną wiarę w swoje dzieci lepszego filmu nie znajdziecie.
Christopher Nolan to autor takich hitowych produkcji jak najnowsza trylogia „Batmana”, „Incepcji” czy też „Prestiżu”. Ten film to jego debiut w kosmicznych Space Operach i może nie wyszedł mu on najlepiej. Jednak ponownie stworzył obraz, który nie pozostawia nikogo obojętnym czego ja i Klaudyna jesteśmy najlepszym tego dowodem. Warto jednak dać mu szansę. A jeśli obejrzałeś go i uznałeś go za chłam – obejrzyj jeszcze raz, skupiając się na wątku rodzicielskim.
Ja oglądając skupiłam się raczej na wątkach fizyczno-naukowych i głównie je zapamiętałam. Co do wątku rodzicielskiego, strasznie przerysowany mi się wydał, no i ten ojciec podejmujący decyzję dotyczącą losów całej rodziny bez konsultacji z tą rodziną, dla mnie nie fair. Choć nie jestem jeszcze matką to nie wiem, czy nie wolałabym umrzeć razem z moimi dziećmi w końcu świata czy co to tam miało się zdarzyć, niż opuścić je dla jakiejś niejasnej kosmicznej historii. A już na pewno zapytałabym się ich, co o tym sądzą. Ale od rozważań na temat psychologii związków, rodzin itd to są różne inne filmy:) Ogólnie Incepcja bardziej mi się podobała:)
Dokładnie podobne przemyślenia miała Klaudyna. Dlatego mieliśmy tak różne podejścia do tego filmu.
Ja Ci powiem szczerze, że na miejscu Coopera postąpiłbym identycznie. Kiedy patrzę na swoją wygłupiającą się córkę po moim powrocie do domu wiem, że zrobiłbym dla niej totalnie wszystko.
Tak naprawdę historia tutaj przedstawiona jest tragiczna – nie ma dobrego rozwiązania i każdy wybór będzie ciągnął za sobą złe konsekwencje.
Mnie z kolei nie pociągnął właśnie wątek fizyczno-naukowy. Ten wydał mi się naciągany i nie do końca zgodny z rzeczywistością.
Ale Nolan osiągnął to co chciał – stworzył obraz niecodzienny, nieszablonowy, który jednoznacznie ciężko ocenić. Dlatego warto go obejrzeć 🙂
Na mnie interstellar wywarł niesamowite wrażenie. Nie jestem fanem Nolana, ale ten film wbił mnie w fotel. Jego wizja przyszłości zatrważa i jest bardzo realna (burze piaskowe) wątek rodzinny jak najbardziej prawidłowy. Nie rozumiem krytyki. A grawitacja to chłam.
Jest to jeden z moich ulubionych filmów. Wiele osób uważa, że jest przereklamowany, ale moim zdaniem warto go obejrzeć
To jest „moj film”.. mam tu wszystko co najlepsze! Nie dla wszystkich..
Oglądałam i super film 😉
Ogladdalem film kilka razy, pewnie obejrze kolejne kilka. najlepsszy film jak widzialem, a naprawde widzialem ich bardzo duzo, roznych gatunkow. Rzadko moge spotkac ludzi ktorzy tak widza ten film jak ja, jako arcydzieło