Leżę sobie spokojnie w domu. Mój umysł śmiga po ciepłych krajach, a palce skupione są na przełączeniu kolejnych kanałów w TV. I nagle harmonia mojego jestestwa zostaje zakłócona, upiorną nowiną, wypowiedzianą językiem mojej żony:
– Bierz urlop i jedź z Lilką na ferie. Ostatnio mało cię w domu, zżyjecie się, a ja muszę odpocząć!
W pierwszej chwili brutalne słowa nie dotarły do mnie, a oferta wydała się szalenie kusząca.
Całe ferie. Bez żony (a właśnie kupiłem konsolę!). Kiedy mój umysł dryfował w stratosferze, wymyślając to nowe pomysły (piwo, granie, spanie do 12!) – poczułem nagłe szarpnięcie rękawa.
– Halo, ziemia! – Klaudyna patrzyła na mnie wyczekująco, a ja poczułem, jak ktoś odcina mi skrzydła, a ciało spada bezwładnie 2 metry pod ziemię.
– Hej, hej! Zaraz! Jak to: „jedź”?! Ja z Lilką? Sam?! – wypluwałem kolejne pytania, tworząc setki kolejnych:
- Kto nam zrobi obiady?
- Kto pozmywa?
- Kto nastawi pranie?
- W co ubierać Lilkę?
- Co ona właściwie lubi jeść?
- A jak się rozpłacze stęskniona? Hmm? To co?!
Nie powiem, że ogarnęła mnie panika, bo byłbym zbyt szczery. Ostatni raz zajmowałem się nią sam przez 6 godzin…eeee… ze 2 lata temu. I nie byłem aż tak naiwny, aby nie zobaczyć różnicy przez zajmowaniem się dzieckiem po pracy, a organizowaniem mu całego dnia! Dni!
Żona jednak nie dała się przekonać, skwitowała to krótkim: „wierzę w ciebie”, czym właściwie zabrała mi wszystkie argumenty. No, bo co? Ja – chłop z krwi i kości – nie dam rady?
Przystąpiłem do analizy problemu.
Gotowanie? Umiem zrobić kanapkę, jajecznicę i rosół. Trochę mało – ale z głodu nie umrzemy. Ze zmywaniem większy kłopot – ale zawsze można kupić jednorazówki i jakoś poleci. Z praniem postanowiłem poradzić sobie zupełnie inaczej – po prostu weźmiemy tyle ciuchów, by starczyło na cały wyjazd.
Nie byłbym prawdziwym facetem, gdybym nie obmyślił sobie fantastycznego planu.
W końcu najważniejsza jest organizacja, tak by ferie wypełnione były rozrywką i nikt się nie nudził!
Wziąłem do ręki telefon i leciałem po liście kontaktów. He, he… rodzinka zawsze na koniec rozmowy dodaje, że tęskni i nie może się doczekać, aż znowu mnie zobaczy. Od razu odrzuciłem tych, którzy mieli mieszkania w bloku, mieszkali zbyt daleko i nie mieli dzieci. Pierwsza zasada – ludzie mający potomstwo, zawsze (ZAWSZE!) z większą wyrozumiałością patrzą na faceta, który opiekuje się swoim potomkiem.
Właściwie miałem farta, bo już pierwszy telefon był strzałem w dziesiątkę. Po wyjąkaniu, że jestem sam z Lilą i szukam fantastycznego pomysłu na ferie – od razu zgodzili się udostępnić mi pokój.
Na miejscu jest jeszcze trochę śniegu i dwójka starszych chłopców, więc córka będzie miała się z kim bawić. Nie bez znaczenia był dla mnie fakt, że na miejscu zapewnione będą posiłki. To zawsze urozmaicenie diety i nie musiałem tykać się kuchni. Jeszcze bym coś spalił albo zepsuł, a tak wystarczyło, że przywiozłem trochę składników i fantastyczna kobieta na miejscu sama wszystko zrobi. I w razie potrzeby, sama jest matką – więc zna się na dzieciach i coś doradzi.
Na szczęście, chociaż w organizowaniu zabaw jestem dobry, więc mogłem wynagrodzić naszą obecność – zajęciem czymś dzieciarni. Oczywiście wymagało to ode mnie mega cierpliwości i potrójnych pokładów energii, więc postanowiłem zabezpieczyć się na ostatnie dni wyjazdu – dzwoniąc do teściowej. Cudowna kobitka, z radością zgodziła się wziąć Lilkę na cały weekend!
Byłem z siebie dumny. W kilka chwil rozplanowałem cały tydzień, Lilka miała świetną zabawę, a ja ciepłe posiłki i dach nad głową.
Najważniejsze było jednak to, że w oczach swojej kobiety wypełniłem zadanie.
Kiedy po tygodniu przywiozłem z powrotem wybawioną do granic możliwości Lilkę – nie mogła wyjść z podziwu. Przede wszystkim z faktu, że wróciliśmy. Żywi. Bez widocznych ran czy innych obrażeń. Do tego – wykarmieni i zadowoleni, a córka wydawała się smutna, że „koniec wakacji”.
Po wyrażeniu pełnego podziwu dla mojej osoby pojawił się tylko jeden, mały, nieoczekiwany problem, którego w żaden sposób nie mogłem przewidzieć:
– Kochanie, skoro już tak doskonale sobie radzisz z Lilką, może częściej będziecie wyjeżdżać? Chociaż na niektóre weekendy, nawet sobie nie wyobrażasz, jak przez ten czas się zregenerowałam!
No i jak mam teraz uświadomić rodzinę, że będę bywał u nich częściej?
Skoro jesteś Ojcem, to musiałeś dać radę. Choć z przymrużeniem oka to pisałeś, to miałem ochotę Cię opieprzyć, że się dzieckiem nie potrafisz zająć 😉 Ciesz się, że tak jak ja nie masz bliźniaków, a żona wie, że wystarczy przygotować zestaw ubrań dla dzieci na każdy dzień i może sobie na miesiąc jechać 😉
Cieszę się, że zwróciłeś uwagę iż to tekst pisany z przymrużeniem oka. Cykl Okiem Faceta z założenia ma być taki pokazujący nas – męskich, szowinistycznych facetów w krzywym zwierciadle. Ma zmuszać do przemyślenia ale jednocześnie bawić.
Pozdrawiam! 🙂
Wyrażę swoją konstruktywną opinię na temat bloga i wszystkich za, a nawet tych przeciw:
– Podoba mi się.
Chyba wszystko w temacie… Aha, „na trasie” – świetnie zrobiony, niemal tak jak ja chciałem to mieć u siebie, choć gdzie to muzeum parowozów to nie wiem, bo we wpisie nie znalazłem info. No i zapraszam na Dolny Śląsk, jest tu co zwiedzać 😉